- Ostatnio, zanim poszedł w święta na biegun, pomalowałam mu także narty - mówi Kamińska. - Narysowałam na nich prezent pod choinką, kościół w Sopocie, w którym braliśmy ślub, i delfiny z Zanzibaru, który wspólnie odwiedziliśmy. Byłam markotna, że jedzie w święta, kiedy jestem w ósmym miesiącu ciąży. Postawiłam warunek: musi wrócić na poród!
Wrócił i przywitał na świecie ich pierwszą córeczkę Polę. Dziś Pola ma 11 miesięcy, duże niebieskie oczy, kilka blond włosków i mówi: "Daj", wyciągając rączkę po biszkopta. Nie spodziewa się jeszcze, że w kwietniu wraz z rodzicami wyruszy w podróż swego życia. Dookoła świata.
I nie będzie to podróż z biurem turystycznym. To wyprawa traperska. Kamińscy będą odwiedzać miejsca, gdzie turyści się nie zapuszczają. Będą mieszkać w igloo, jurcie, przemierzą Saharę. Z ich wyprawy powstanie film telewizyjny. Tę podróż wymyśliła Katarzyna Kamińska, by przełamać stereotyp, że z małym dzieckiem można tylko siedzieć w domu.
Żeby było całkiem rodzinnie, to towarzyszyć im będzie suczka Aisha, która jest ponoć najwspanialszą opiekunką Poli. Żony pan Marek nie musiał przekonywać do projektu wcale. Cała wyprawa to jej pomysł. -Projekt "Baby on Board" ("Dziecko na pokładzie") pomyślany jest tak, by trafił do rodziców i ich dzieci, do tych, których fascynują podróże iodkrywanie świata. Będzie przełamywał stereotyp spędzania wolnego czasu z małym dzieckiem tylko w domu -mówią Kamińscy. Aby pomysł mógł spełnić rolę edukacyjną, akcja będzie ciut przypominała reality show. Dzięki obecności kamer, aktualnym relacjom w prasie i w internecie będziemy mogli śledzić kolejne etapy wyprawy iobserwować rodzinę na szlaku. Zobaczymy, jak trudy podróży znosi Pola, miejsca i ludzi, do których dotrą Kamińscy. Chcą pokazać, jak można bezpiecznie podróżować z małym dzieckiem oraz jak dzieci traktowane są w różnych kulturach. We współpracy ze specjalistami -pedagogami, pediatrami, psychologami i socjologami, którzy będą Kamińskich regularnie odwiedzać na trasie -pokażą też, jak dziecko reaguje na częste zmiany środowiska.
Kamińscy nie mają jeszcze dokładnego planu podróży, nie zamierzają zresztą z góry wszystkiego planować.
-Droga poprowadzi nas w niezwykłe miejsca do różnych plemion i narodowości, poprzez wspaniałe kultury świata - opowiadają. - Będziemy wraz z koczowniczymi plemionami przemierzać Saharę, wędrować przez egzotyczne Indie i Japonię, będziemy na dalekiej północy, dotrzemy do przylądka Canaveral, skąd startują rakiety kosmiczne. Zamierzamy też podążać tropem książek podróżniczych, jak "W 80 dni dookoła świata" i "Śladami Marco Polo" oraz na przykład "Baśni z tysiąca i jednej nocy".
Sprawa wygląda na pozór prosto, trudno jednak wyobrazić sobie np. noc w igloo z rocznym dzieckiem. Marek Kamiński być może będzie musiał jeszcze owo igloo najpierw zbudować. Brrrr... Z drugiej strony każdy, kto przeczytał choć jedną powieść podróżniczą, marzył kiedyś, żeby w taką podróż wyruszyć. I marzył o trudach na szlaku, o zamieszkaniu w jurcie albo pigmejskiej chacie z liści.
Kamińscy planują start wyprawy na przełomie kwietnia i maja. Przygotowania rozpoczęli już dawno. Bo nawet tak doświadczony podróżnik jak Kamiński nie może pozwolić sobie na wyprawę bez treningu. -W cyklu reportaży o życiu rodziny w podróży przedstawimy, jak wygląda w takich warunkach m.in. gotowanie i pranie. Będziemy uczyć się tradycyjnych umiejętności od ludzi z odwiedzanych krajów -mówią Kamińscy. Dzięki ich wyprawie powstanie serial na miarę tych, które pojawiają się w kanałach Discovery iNational Geographic. O tym serialu z pewnością będzie się mówić.
Jak na zdobywcę biegunów Marek wybrał dość konwencjonalne miejsce na poznanie żony. Spotkali się w kurorcie na greckiej wyspie Rodos. Leżeli w wygodnych hotelowych łóżkach i nurkowali w ciepłym morzu. Wygrzewając się w 1997 r. w greckim słońcu, Katarzyna nie przypuszczała, że kilka lat później będzie wraz z Markiem zdobywać biegun północny.
- Czy coś Was różni? - pytam 32-letnią Kasię.
- On lubi Abbę, ja - U2. On - filmy z Jamesem Bondem, ja - kabaret Mumio. On kocha zimno. A ja zimna nienawidzę!
- To po co pchała się Pani w 2001 r. na ten biegun?
- Bo chciałam wniknąć w świat mojego męża, mieć namiastkę tego, czym żyje i o czym myśli.
- A Pani o czym na biegunie myślała?
- Nie miałam filozoficznych myśli. Wszystko było proste, przejrzyste i klarowne. Myślałam o filiżance gorącej kawy w jakiejś przytulnej kafejce. I o wannie napełnionej ciepłą wodą.
Nie zastanawiali się nigdy, czy pojawienie się na świecie dziecka zniweczy ich podróżnicze plany. Po prostu uznali, że od tej pory będą przemierzać świat we trójkę. - To nie będzie szaleństwo - zapewnia młoda mama. - Ja jestem bardzo ostrożna.
Dlatego Katarzyna czyta mnóstwo fachowej literatury i konsultuje się z psychologiem, chcąc wiedzieć, jak dziecko rozwija się prawidłowo. Przecież gdzieś na pustyni czy lodowcu zabraknie wokół niej doświadczonych babć.
- A Wam samym nie przyda się w podróży jakiś psycholog od terapii małżeńskiej, kiedy się poróżnicie? - pytam.
- Przy minus 28 stopniach trudno się kłócić - śmieje się Kasia. - Najpierw trzeba stopić lód, żeby przygotować posiłek. Napięcia się zdarzają, ale trzeba iść dalej. Gdybym nie wierzyła, że ta wyprawa scementuje nasz związek, nie postawiłabym pierwszego kroku.
W 2000 r. Katarzyna przeszła poważną operację. Leżała jeszcze w szpitalu pod kroplówką, gdy Marek powiedział: - Nie martw się, pójdziemy niedługo na Kilimandżaro.
- Najpierw myślałam, że mówi tak mi na złość. Przecież widzi, w jakim jestem stanie - chora, krucha, słaba. To Marek miał rację. Okazało się, że mierząca 165 cm i ważąca 45 kg rekonwalescentka znalazła w sobie dość siły, żeby zdobyć afrykański wierzchołek. Na a chwilę potem biegun. - Gdybym siedziała w domu i byłoby mi tylko ciepło, nie wyleczyłabym się tak szybko. Dzięki podróżom zaakceptowałam fakt, że w życiu nie zawsze będzie mi ciepło i przyjemnie.
Czy miała na biegunie chwile załamania? - Kiedy już po wyprawie czekaliśmy kilkanaście godzin na dryfującej stacji polarnej, aż zabierze nas wracający do domu samolot - wspomina Kasia. - Lód pękał i wszystko się topiło, więc nie mógł wylądować. Przerażona płakałam jak mała dziewczynka, która chce do mamy.
- A dziś też bywasz słaba i krucha?
- Kiedy nie śpię kilka nocy z rzędu, bo Pola płacze, a ja nie wiem, co jej jest, czuję się taka bezsilna...
W przedpokoju ich sopockiego domu piętrzy góra toreb, torebek, waliz. Właściwie ich życie to wieczne pakowanie i rozpakowywanie się. Niedługo znów zaczną. Nie zabiorą wielu ubrań dla małej, bo dzieci w tym wieku szybko rosną. Będą się opierać na dosyłanych paczkach. Ale poza tym będzie raczej mało komfortowo.
- Fakt, lubię pójść czasem do fryzjera, a Marek lubi w domu nałożyć maseczkę na twarz. Ale cóż, trzeba sobie będzie radzić bez tego. Choć może gdzieś na pustyni nagle wyłoni się zza piaszczystej skarpy hipermarket jakiejś sieci? - marzy Katarzyna.
A życie Poli? - Na pewno nie będzie przewidywalne i nie będzie widzieć codziennie tego samego pokoiku. Ale pory mycia, karmienia i snu będą stałe.
- Liczę, że po tej wyprawie w głowie mojej córeczki zostaną zarejestrowane odczucia, obrazy i dźwięki. I że dzięki temu będzie się odróżniać od innych dzieci i nie będzie bała się marzyć - mówi mama Poli.
Kasia uważa, że przełomowa w życiu każdego jest decyzja o realizacji pragnień. - Bo inaczej to można się zbytnio zamarzyć i wpaść w pułapkę. Trzeba się więc zdecydować, gdzie chce się iść i... iść.
Wierzy, że jej wyprawy mogą zainspirować inne dziewczyny i pozwolić im uwierzyć w siebie, bo "skoro Kasia poszła i przetrwała na biegunie, to ja też mogę w swojej dziedzinie". - No i jeszcze chciałam pokazać tym niezbyt mi przychylnym niedowiarkom mężczyznom, że ja, jedyna kobieta na wyprawie, potrafię - dodaje.
Ukończyła Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi. Przez chwilę projektowała dywany, ale potem poświęciła się wyłącznie pomocy Markowi. - To był mój wybór i nigdy go nie żałowałam - mówi. - Nie zwykłam działać wbrew sobie.
Ostatni obraz namalowała w wakacje. To nieco abstrakcyjny zachód słońca nad kaszubskim jeziorem. Czy czasem nie marzy o statecznej, nudnej rutynie? - Na razie nie. Ale kiedyś będę miała piękny dom ze słoneczną, jasną pracownią. Będę całymi dniami siedzieć przy sztalugach i wreszcie stworzę cykl obrazów.