Zbuntowane zakonnice nie słuchają papieża

Arcybiskup Życiński wezwał proboszcza z małej wsi koło Kielc, by przemówił do rozumu zbuntowanym zakonnicom z Kazimierza nad Wisłą. Jeśli proboszcz nic nie poradzi, to już tylko groźba kary kościelnej, głód i mróz mogą zmiękczyć harde zakonnice.

Siostry betanki wypowiedziały posłuszeństwo papieżowi w sierpniu. Odwołana matka generalna zakonu Jadwiga Ligocka zabarykadowała się w klasztorze, wezwała posiłki z innych miast Polski i od tego czasu nie wpuszcza obcych.

Proboszcz z Kielecczyzny, u którego szuka pomocy arcybiskup, to ksiądz Krzysztof Ligocki z zakonu sercanów. Jest rodzonym bratem matki Jadwigi. Razem dorastali w Krośnie Odrzańskim, tuż przy granicy niemieckiej.

Duch Święty czy schizofrenia

Ksiądz Krzysztof starał się jak mógł wezwać siostrę do opamiętania. - Dzwonił, chciał jechać - opowiada nam przyjaciel Ligockich. - Wszystko na nic. Jadwiga nie słucha go. Powiedziała, że nie może stawiać ani woli biskupa, ani brata, nad wolę bożą.

Skąd matka Jadwiga zna wolę bożą? Ma objawienia. W Kazimierzu mówią, że sam Pan Jezus rozmawia z nią twarz w twarz. To tylko jedna z wersji, bo na czym dokładnie polegają objawienia matki Jadwigi, nie wie nikt. Abp Życiński słyszał, że matce rzekomo objawia się Duch Święty. Tak podobno powiedziała mu sama Jadwiga. Jednak Kościół tych objawień nie uznaje.

- Ksiądz Krzysztof jest zaskoczony i zasmucony postawą swojej siostry - wyjaśnia nasz rozmówca, który prosił o zachowanie nazwiska w tajemnicy. - Jadwiga nie pojechała nawet na pogrzeb ojca kilka tygodni temu. Podobno boi się o życie - że jak wyjdzie z domu, to ją porwą i zabiją. Ja w to nie wierzę, to raczej jakaś schizofrenia.

Brat i siostra w zakonie to rzadkość

Krzysztof i Jadwiga odkryli powołanie niemal tym samym czasie, w latach 70., w parafii św. Jadwigi Śląskiej w Krośnie Odrzańskim. Mieszkali tam całą rodziną. - Pobożni, dobrzy ludzie, choć bogato u nich nigdy nie było - mówi nasz rozmówca.

- Krzysiek już jako mały chłopak służył do mszy, potem ona zaczęła pomagać siostrom betankom. One w Krośnie prowadzą dom miejscowym księżom. Jak Krzyś się szykował na księdza, kilkunastoletnia Jadwiga mówiła: "Ja też ci będę dom prowadzić". I się śmiała. Chciała do zakonu iść jak najszybciej, ale jej któraś siostra poradziła, żeby najpierw maturę zrobić - opowiada przyjaciel Ligockich. - W końcu wstąpiła, a Krzysiek parę lat po niej. Nie miał nawet 20 lat, ale dla nich obojga było od zawsze oczywiste, że taka będzie kolej rzeczy. Ludzie gadali, że to dziwne, że brat i siostra razem idą do zakonu. Rzeczywiście, czasem się zdarza dwóch braci księży, ale brat i siostra to rzadkość.

Z latami kontakty Krzysztofa i Jadwigi stawały się rzadsze. On był w Krakowie, ona na Wybrzeżu. Trzeba by jechać przez całą Polskę, ponad 500 kilometrów. Potem przez chwilę byli koło siebie - ona w Lublinie, on w Pliszczynie, zaraz obok. Ale on był rektorem domu sercanów, ważną osobą, więc nie mieli dla siebie dużo czasu. - Kartka na święta, telefon raz na jakiś czas. To normalne, gdy ludzie mieszkają kilkaset kilometrów od siebie - mówi przyjaciel Ligockich.

Co on winien, że ma siostrę wariatkę

Dziś ks. Krzysztof ma 48 lat. Mieszka w domu księży sercanów w Stopnicy, sioło Kąty Stare.

Jadę z Kielc, w kierunku na Busko Zdrój. Jadę powoli, bo drogowcy znowu nie nadążyli za śniegiem. Z Buska do Stopnicy już tylko dziesięć minut. Skręcam w wyłożoną kostką brukową drogę. Dom księży sercanów jest bardzo stary. Pierwszy, dla zakonu reformatów, zbudowano tu już prawie czterysta lat temu. Palił się kilka razy, nie omijały go zawieruchy dziejowe, ale przetrwał potop, oba powstania i I wojnę światową. W czasie II wojny światowej armia marszałka Koniewa tędy prowadziła sierpniową ofensywę w 1944. Wtedy klasztor został poważnie zniszczony.

Po wojnie długo nie udało się go odbudować. Dopiero pod koniec lat 70., gdy kupił go zakon sercanów, zaczął wracać do dawnej świętości. Okolica tu bardzo ładna - pagórki, dużo drzew. Niedaleko zaczynają się Góry Świętokrzyskie. Dom sercanów stoi na uboczu wioski i jest przeznaczony dla kandydatów na księży. Widać stąd wielkie połacie pól - dziś przykryte śniegiem ciągną się aż po horyzont. Za wysokim murem stoi, przepasany białym sznurem, święty Antoni, ten od zgubionych rzeczy. W kościele wisi jego obraz, cudem uratowany z wojny. To tu proboszczem jest ks. Ligocki.

Niestety, w domu sercanów księdza nie zastałem. - Proszę zrozumieć, że ta rozmowa nie jest możliwa - usłyszałem przy furcie.

We wsi parafianie tłumaczą, że podobno jest na urlopie. Wszyscy martwią się o księdza. - Rzadko go teraz widuję, inni księża msze odprawiają - opowiada pani Maria Kopczyńska z pobliskiej wsi. - Źle, źle wygląda, schudł strasznie. I posiwiał - dodaje pani Helena, sklepowa. - Martwię się, żeby sobie co nie zrobił. Taka na niego teraz presja jest wielka. Jeden brukowiec mu twarz zasłonił jak jakiemuś bandziorowi! A to jest dobry, normalny, porządny człowiek. Co on winien, że ma siostrę wariatkę?!

Módlcie się za nich oboje

Czy starania księdza Krzysztofa doprowadzą do zakończenia buntu w kazimierskim klasztorze? - Szanse są bliskie zeru - ocenia ze smutkiem przyjaciel Ligockich. - Jadwiga nie ustąpi. Jest zbyt uparta, charakterna.

Matka przełożona zawsze taka była - dzięki uporowi jako betanka przeszła wszystkie szczeble kariery zakonnej, aż do najwyższego - matki generalnej. Zaczynała jako pomoc na plebanii, potem uczyła religii w szkole. A że była zdolna, pewna siebie i szybko się uczyła, awansowała. Najpierw na przełożoną domu, w końcu na przełożoną wszystkich betanek. Teraz może wszystko stracić - abp Życiński grozi nawet ekskomuniką. Jadwiga nie miałaby prawa przystępować do komunii ani się spowiadać. Straciłaby też prawo do katolickiego pogrzebu.

- Jadwiga zawsze była trochę tajemnicza. Nawet, jak się śmiała, to jakoś tak nie do końca. Dziś, jak o tym myślę, to coś w niej było niepokojącego. Niech pan napisze, żeby się za nich modlić. Za oboje - prosi mnie zaprzyjaźniony z Ligockimi ksiądz.

Wioskowi paparazzi

Na razie dla Kościoła klasztor w Kazimierzu przestał istnieć. Jego numer telefonu zniknął ze strony internetowej zakonu. Wszelkie fundusze na klasztor lądują w Lublinie, u nowej matki generalnej.

To z czego żyją zbuntowane zakonnice? Muszą przecież płacić za gaz, prąd, wodę. Trzeba zapłacić majstrom, którzy budują kaplicę, i kupić coś do jedzenia. - Niewykluczone, że Kościół chce je wziąć głodem - zastanawia się przyjaciel Ligockich.

A mieszkańcy Kazimierza traktują siostry jak atrakcję turystyczną. - Od kiedy prasa opisała ich bunt, ludzie w niedzielę chodzą na spacery i oglądają, co tam słychać u betanek - opowiada Kuba Majcher, student z Kazimierza. - Machają w kierunku okien. Jak którąś zobaczą, to klaszczą. A niektórzy to powariowali. Czatują pod klasztorem, żeby zrobić jakieś zdjęcia i sprzedać tabloidom. Wioskowi paparazzi - śmieje się Majcher.