Zdezorientowani są przedsiębiorcy, zdezorientowani są i ci, którzy korzystali z kursów. - Ktoś chyba wprowadził mnie świadomie w błąd. Nie miałem pojęcia, że będę musiał płacić jakiś podatek! - przyznaje Sebastian Chwalibogowski z Inspekcji Transportu Drogowego w Krakowie, który w ubiegłym roku uczył się angielskiego, był na kursach psychologicznych i pisania wniosków o unijne pieniądze. Wszystko w ramach EFS - Europejskich Funduszy Społecznych.
Dzięki EFS do Polski trafić ma w latach 2004-07 ponad 2 mld euro. Te pieniądze mają poprawić konkurencyjność naszych pracowników. Za darmo (lub prawie za darmo) szkolić mogą się m.in. bezrobotni (to kursy typu "jak znaleźć pracę", "jak otworzyć własną firmę"), kobiety (chodzi o wyrównywanie szans na rynku pracy), rolnicy (głównie ci, którzy podejmują decyzję o odejściu z rolnictwa).
Jednak spora część tych pieniędzy może zostać niewykorzystana i przepaść. I to nie tylko - na co skarżą się firmy szkoleniowe - przez brak powszechnej informacji o kursach.
Ostatnio zamieszanie spowodowała wykładnia przepisów podatkowych Ministerstwa Finansów. Dariusz Niestrzębski, p.o. zastępcy dyrektora departamentu podatków bezpośrednich MF o szkoleniach napisał: "Należy stwierdzić, iż przepisy ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych nie przewidują zwolnienia ich od podatku. Stąd też świadczenia te podlegają opodatkowaniu podatkiem dochodowym od osób fizycznych. U osoby otrzymującej powstaje przychód z innych źródeł".
Taką interpretację do wojewódzkich urzędów pracy i urzędów marszałkowskich rozesłało w listopadzie Ministerstwo Rozwoju Regionalnego. I rozpętała się burza.
- Jestem zszokowany. Jak można płacić podatek od szkoleń? Kiedy organizowaliśmy kursy, nikt nam o tym nie wspominał. Miały być bezpłatne i w ten sposób o nich informowaliśmy - zaznacza Krzysztof Poręba, kierownik szkoleń fundacji Instytut Karpacki w Starym Sączu. - Teraz klienci będą mieć pretensje do nas.
- To będą głównie obciążenia dla najuboższych, którzy przyszli się szkolić, bo było za darmo. Wcześniej nie mieli takiej szansy - dodaje Małgorzata Jantos, właściciel kilku krakowskich szkół.
W małopolskim urzędzie marszałkowskim przedstawiono nam nawet wstępne wyliczenie o wysokości podatku. - To nie będą małe pieniądze. Jeśli koszt kursu dla 30 osób wynosił np. 250 tys. zł, to w przeliczeniu na osobę wychodzi ponad 8 tys. zł. Od takiej kwoty trzeba zapłacić podatek - usłyszeliśmy. Zwykle podatek to 19 proc.
Sebastian Chwalibogowski swoją daninę dla fiskusa wylicza na mniej więcej tysiąc złotych. - To będzie koniec szkoleń dla mnie - podsumowuje.
Co więcej, w resorcie finansów najwyraźniej panuje bałagan. Dlaczego? - Interpretacja MF, na którą powołują się przedsiębiorcy, nie jest jedyną, jaka istnieje - tłumaczy Andrzej Martynuska, dyrektor Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego. - Na początku listopada dostaliśmy pismo od innego z dyrektorów z MF z informacją, że osoby korzystające z EFS podatku płacić nie będą. Kilka dni później przyszło odwrotne zalecenie.
Martynuska zwrócił się więc do resortu o uzgodnienie wersji, ale na odpowiedź wciąż czeka. - Nakładanie podatków na unijną pomoc dla szkolących się byłoby zwykłą biurokracją i głupotą. Ludziom przez ten bałagan odechciewa się starać o cokolwiek - dodaje.
Przedsiębiorcy chcą założyć stowarzyszenie (forma prawna działania organizacji jest w tej chwili uzgadniana) broniące ich interesów przed rządem. Agnieszka Leszczyńska, prezes Małopolskiej Grupy Doradczej: - Unijne pieniądze mają poprawiać konkurencyjność naszej gospodarki, a napędzają biurokrację. Powołamy organizację, która zjednoczy rozproszone dziś instytucje korzystające z unijnej pomocy.
Jeśli podatek płacić trzeba, do końca lutego firmy powinny przesłać do kursantów PIT-y z wyliczonym podatkiem. - Po nich nie ma co liczyć, że jeszcze ktoś będzie chciał skorzystać z EFS - ocenia Krzysztof Poręba. Na wyjaśnienia Ministerstwa Finansów czekamy od wtorku.
Dla Gazety
Piotr Piasecki
prezes Polskiej Izby Firm Szkoleniowych
Trudno mi zrozumieć motywy ministerstw. Unia Europejska przeznacza dla nas pieniądze, przez które za grosze lub za darmo można nauczyć się angielskiego, księgowości czy jak prowadzić własną firmę. Mało kto o tym wie, bo brakuje ogólnopolskiej promocji, o której zresztą mógłby pomyśleć rząd. A tymczasem nasi urzędnicy komplikują procedurę, jak mogą. Choć Unia żadnych komplikacji nie wymaga. Potem dziwimy się, że przepadają duże fundusze.
Sprawą ostatniej interpretacji przepisów podatkowych zajmują się już prawnicy - trudno mi uwierzyć, że będzie obowiązująca, bo jeśli tak - możemy zapomnieć o EFS.