Martwe dusze w poznańskim przedszkolu

Pieniądze na dzieci, których nie było, dostawało z miejskiej kasy Przedszkole nr 98 przy ul. Pułaskiego w Poznaniu. Urzędnicy sprawdzają, czy proceder dotyczy także innych przedszkoli.

Sprawa "martwych dusz" zapisanych do Przedszkola nr 98 "Słoneczko" prawdopodobnie nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby ktoś nie zawiadomił o niej Wydziału Oświaty poznańskiego Urzędu Miasta. Kto - tego urzędnicy nie chcą zdradzić. Sygnał jednak dotarł i pracownicy Wydziału Oświaty zaczęli się bacznie przyglądać temu, co działo się w przedszkolu przy ul. Pułaskiego oraz w kilku okolicznych placówkach.

Lepsze statystyki, lepsze pieniądze

Nieoficjalnie "Gazecie" udało się dowiedzieć, że od września do grudnia ub. roku przedszkole dostawało z miejskiej kasy pieniądze na kilkoro dzieci, które - jak się okazało po kontroli - w ogóle do placówki przy ul. Pułaskiego nie uczęszczały. - Podobno były tu nawet zapisane dzieci, które wyjechały za granicę - mówi nasz informator. W sumie zapisanych na niby dzieci miało być pięcioro lub ośmioro. Ich nazwiska z jednej strony poprawiały przedszkolne statystyki, z drugiej - zapewniały placówce dodatkowe pieniądze.

Statystyki w przypadku "Słoneczka" nie były bez znaczenia. Przed rokiem bowiem władze Poznania nie kryły planów likwidacji placówki przy ul. Pułaskiego, najdroższej w całym mieście. Dyrektorka Ewa Semmler broniła wtedy przedszkola. Zapewniała m.in., że na 82 miejsca ma już zapisanych 57 przedszkolaków (pod koniec 2004 r. dzieci było zaledwie 38).

Oprócz oddalenia groźby likwidacji przedszkole na "martwych duszach" zyskiwało też pieniądze. W Poznaniu bowiem pieniądze idą do placówki za dzieckiem (420 zł na miesiąc). Jeśli przyjąć, że przedszkolaków istniejących tylko na papierze była piątka, do Przedszkola nr 98 trafiło 8 tys. 400 zł, których placówka w ogóle nie powinna dostać. Jeśli dzieci było ośmioro, "Słoneczko" w nieuczciwy sposób uzyskało z miejskiej kasy 13 tys. 440 zł.

Czy jest ich więcej?

Po ujawnieniu tego, co działo się w placówce przy ul. Pułaskiego, 12 grudnia prezydent Poznania zawiesił dyrektor przedszkola Ewę Semmler w pełnieniu obowiązków. - Powodem była utrata zaufania - mówi Hanna Jarmużek, kierownik oddziału organizacyjnego w Wydziale Oświaty Urzędu Miasta. Sprawą Przedszkola nr 98 władze Poznania zainteresowały już prokuraturę (złożyły zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na szkodę miasta) oraz rzecznika dyscyplinarnego dla nauczycieli przy wojewodzie wielkopolskim. - 22 grudnia otrzymaliśmy informację, że rzecznik rozpoczyna postępowanie wyjaśniające - mówi Jarmużek. - Nie można więc mówić, czy dyrektor przedszkola jest winna, czy nie - podkreśla. Sama Semmler (w tej chwili na zwolnieniu lekarskim) sprawy na razie komentować nie chce. - Jestem w kontakcie z adwokatem. Ale czuję się pokrzywdzona. Moje lata pracy w przedszkolu zakończyły się w pół godziny - ucina.

Dlaczego sprawa martwych dusz w "Słoneczku" wyszła na jaw dopiero po kilku miesiącach? Przecież w 2005 r. po raz pierwszy dzieci do przedszkoli zapisywano w Poznaniu z wykorzystaniem systemu komputerowego: to powinno wyeliminować wszelkie nieprawidłowości. Jak to możliwe, że urzędnicy z Wydziału Oświaty nie zorientowali się wcześniej, że w placówce przy ul. Pułaskiego są "martwe dusze"? Na to pytanie nikt nie chciał nam wczoraj odpowiedzieć. Okazuje się też, że placówek, do których dzieci uczęszczają tylko na papierze, może być w Poznaniu więcej. - Po kontroli przy ul. Pułaskiego bacznie przyglądamy się innym przedszkolom - mówi Andrzej Tomczak, dyrektor Wydziału Oświaty. - Sprawdzamy listy obecności w przedszkolach. A podczas rekrutacji w marcu będziemy pilnie kontrolować zapisy.