Kim Dzong Il przywraca system kartkowy

Korea Północna rezygnuje z międzynarodowej pomocy humanitarnej i przywraca całkowitą kontrolę państwa nad rozdziałem żywności. Dyktator Kim Dzong Il rezygnuje z części ogłoszonych w 2002 reform choć może to grozi nową klęską głodu

Kontrola żywności to potężne narzędzie i reżim zamierza ją w pełni przywrócić - mówi "Gazecie" amerykański ekonomista Marcus Noland.

Zaś zdaniem austriackiego ekonomisty Ruedigera Franka Kim poczuł, że powinien pociągnąć za hamulec bezpieczeństwa i spowolnić reformy rynkowe, które uprzywilejowały rolników kosztem mieszkańców miast.

Trzy lata temu Korea Północna, najbardziej zamknięty kraj świata i ostatni bastion stalinizmu, zdecydowała się na ograniczone reformy rynkowe, bo jej gospodarka znalazła się w stanie agonalnym. Uwolniono ceny i płace, pozwolono chłopom uprawiać działki przyzagrodowe i sprzedawać nadwyżki plonów. Pojawiły się bazarki z żywnością, a wsi wyraźnie się poprawiło.

Ci, którzy byli ostatnio w Korei opowiadają, że w miastach rodzi się drobny biznes, że widzieli prywatne restauracje, małe warsztaty, a na ulicach Phenianu nowe rowery i skutery. Ale pojawiło się też bezrobocie w przemyśle, a części społeczeństwa nie stać na uzupełnienie skąpych przydziałów kartkowych na bazarkach. Sytuację w miastach pogarsza inflacja oceniana na 215 proc. rocznie.

W efekcie reform gwałtownie narasta rozwarstwienie majątkowe i frustracja społeczna. Obserwatorzy uważają, że Kim Dzong Il liczy się z rozruchami głodowymi w miastach i dlatego już jesienią sięgnął po stare metody. - Boi się też, że wraz z rozwojem rynku zmniejsza się jego wpływ na społeczeństwo - mówi południowokoreański ekspert Li Jung Hun.

Po raz pierwszy od kilku lat tegoroczne żniwa odbywały się pod nadzorem wojska, które obstawiło pola i pilnowało, by każde ziarnko trafiło do państwowych magazynów.

Kim zakazał handlu podstawowymi produktami rolnymi i wysłał na bazary kontrolerów sprawdzających, czy ktoś nie sprzedaje ryżu i mąki.

Mieszkańcy miast znów ustawiają się w kolejce do państwowych punktów rozdawnictwa - dla wielu to ulga, bo w niektórych regionach po raz pierwszy od lat otrzymują całe należne im 700 gr ryżu i mąki dziennie.

Na początku lat 90. państwo całkowicie kontrolujące rolnictwo nie było już w stanie wyżywić ludności. Zapanował głód, który - jak się szacuje - kosztował życie od 1 do 2,5 mln ludzi. Jednak dyktator długo zwlekał z apelem o pomoc międzynarodową. Zrobił to dopiero w 1995 r. Najhojniejsze okazały się USA, które w ciągu 10 lat dostarczyły pomoc wartą 1,7 mld dol. Od dekady co trzeciego mieszkańca w 23-milionowej Korei Północnej, głównie dzieci i ludzi starszych, dokarmia Światowy Program Żywnościowy ONZ, zaopatrywany głównie przez Amerykanów.

Od 1 stycznia Korea Północna nie zamierza dłużej przyjmować pomocy ONZ, z której korzystało 6,4 mln ludzi. Nie wiadomo czy pheniańskie biuro Światowego Programu Żywnościowego zostanie zamknięte, ale jej personel wyjeżdża. Pewnie jest natomiast, że Koreę opuszczą na początku roku wszystkie zagraniczne organizacje humanitarne, bo taka jest wola reżimu. A to oznacza, że informacji o tym co się dzieje w Korei będzie teraz znacznie mniej.

- Kim oparł swe rachuby na dobrych tegorocznych zbiorach, a poza tym liczy na pomoc Pekinu i Seulu - mówi "Gazecie" Noland. - Uznał, że to wystarczy by chłopów, którzy dostarczają dwie trzecie północnokoreańskiej żywności pozbawić możliwości sprzedaży na wolnym rynku nadwyżek żywności, których nie musieli oddawać państwu. Ale chłopi będą się bronić - uważa Noland. - Za rok zaczną żniwa wcześniej, będą uprawiać ziemię w ukryciu na górskich zboczach i te plony ukryją przed państwem. Za rok Korei Północnej może znów grozić głód - ostrzega Noland.

Od pomocy ONZ reżimowi bardziej odpowiada wsparcie Pekinu i Seulu, które nie pytają komu rozdaje ich ryż. Według raportu Kongresu USA w 2004 r. do Korei Północnej trafiło 350 tys. ton żywności chińskiej i południowokoreańskiej. Dla porównania - międzynarodowej pomocy było 325 tys. ton. Seul dostarcza też Phenianowi nawozy sztuczne. Chiny, które traktują Koreę Północną jako swoją strefę buforową, zapewniają im 80 proc. potrzeb energetycznych.