Wcześniej policja na polecenie komendanta głównego policji Marka Bieńkowskiego poinformowała sąd, że nie podtrzymuje swoich wniosków o ukaranie uczestników Marszu. Komendant Bieńkowski wydał to polecenie po tym, jak Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu orzekł, że zakaz Marszu był sprzeczny z prawem.
19 listopada około 500 osób planowało przejść przez centrum Poznania, by protestować przeciw dyskryminacji ze względu na płeć, kolor skóry, orientację seksualną i niepełnosprawność. Prezydent miasta Ryszard Grobelny zakazał im tego, powołując się na względy bezpieczeństwa. Jego decyzję podtrzymał wojewoda wielkopolski Andrzej Nowakowski. Uczestnicy Marszu zebrali się jednak na deptaku w centrum Poznania. Policja nie pozwoliła im przejść, brutalnie zatrzymała najbardziej aktywnych uczestników i zarzuciła im "nieopuszczenie zbiegowiska", za co grozi do miesiąca aresztu i grzywna. Do sądu rejonowego trafiło 75 wniosków o ukaranie uczestników Marszu Równości.
Wczoraj sąd zdecydował, że w 22 sprawach nie będzie w ogóle wszczynać postępowania. - Wykroczenie, którego mieli się dopuścić uczestnicy Marszu Równości, musi być czynem społecznie szkodliwym. Tymczasem demonstranci chcieli jedynie publicznie wyrażać swoje poglądy. Takie prawo gwarantuje im konstytucja - mówi Piotr Gerke, wiceprezes sądu.
Kolejnymi wnioskami policji o ukaranie uczestników Marszu sąd zajmie się już w nowym roku. - Można się spodziewać, że decyzje będą podobne, bo wnioski są podobnie sformułowane - zapowiada sędzia Gerke.
Agata Teusch, jedna z organizatorek Marszu: - Bardzo się cieszymy, że poznańskie sądy podejmują decyzje zgodne z prawem i nie ulegają naciskom politycznym. Mamy nadzieję, że dalej będą tak postępować, a to wpłynie na decyzje polityków podejmowane w tym mieście.
Do wczoraj nie wpłynął do poznańskiego sądu ani jeden wniosek policji o ukaranie przeciwników Marszu Równości, którzy w stronę demonstrantów krzyczeli m.in.: "Pedały do gazu" czy "Zrobimy z wami, co Hitler z Żydami". Jak dowiedziała się "Gazeta", policja i prokuratura wciąż zbierają dowody, m.in. nagrania z kamer miejskiego systemu monitoringu.