Weterani z Iraku wystartują w barwach Demokratów

Partia Demokratyczna szykuje prezydentowi Bushowi i Republikanom kłopotliwą niespodziankę w listopadowych wyborach do Kongresu. Chcąc odzyskać większość w Izbie Reprezentantów, Demokraci wystawią jako kandydatów przynajmniej kilkunastu weteranów z Iraku

Trzydziestosiedmioletnia Tammy Duckworth, krytykując prezydenta i Republikanów za decyzję o rozpoczęciu wojny w Iraku i sposób jej prowadzenia, jest nie tylko jeszcze jedną lewicową aktywistką zionącą nienawiścią do Busha i tryskającą antywojenną werwą.

Pani major Duckworth służyła kilkanaście lat w armii, a rok temu w Iraku straciła obie nogi, gdy helikopter Black Hawk, który pilotowała, został trafiony z granatnika.

Dziś mjr Duckworth jest kandydatem Partii Demokratycznej w wyborach do Izby Reprezentantów w okręgu na przedmieściach Chicago. Dołączyła do grona co najmniej 11 innych weteranów z Iraku, którzy zamierzają startować w najbliższych wyborach w szeregach Demokratów. Wszyscy oni pobłyskując odznaczeniami i lśniącymi mundurami, będą krytykować Busha za decyzję o rozpoczęciu wojny i domagać ogłoszenia terminarza wycofania. Wszyscy wystartują w okręgach tradycyjnie głosujących na Republikanów.

Iracka słabość Demokratów

Ta taktyka to błyskotliwa próba poradzenia sobie z największym problemem w zbliżającej się kampanii, jakim jest dla Demokratów wojna w Iraku.

Partia jest podzielona w tej sprawie. Niemal wszyscy zgadzają się, że administracja Busha popełniła w Iraku katastrofalne błędy. Lewicowa - i bardzo głośna - część partii chce teraz jak najszybszego wycofania się z Iraku.

Jednak większość przywódców Demokratów, w tym tacy liderzy jak Hillary Clinton, John Kerry, Joe Biden, zaleca ostrożność i domaga się co najwyżej "stopniowej redukcji" wojsk, bez wyznaczania daty ostatecznego wycofania.

Demokraci boją się bowiem już przylepianej im przez Republikanów łatki "partii białej flagi", która wobec kłopotów w Iraku, zamiast je rozwiązywać, wybiera kapitulację i ucieczkę. Partyjnych przywódców prześladuje też do dziś głosowanie w Senacie w 2003 roku, w którym poparli inwazję na Irak.

Zarzuty o "miękkość" w sprawach wojskowych i bezpieczeństwa narodowego prześladują Demokratów przynajmniej od czasów wojny w Wietnamie i kosztowały partię wiele przegranych wyborów. Zarzuty te są szczególnie groźne po 11 września, gdy amerykańscy wyborcy chcieliby przywódców, którzy zapewnią im bezpieczeństwo.

Odważni i wiarygodni

Dlatego bardzo sprytnym ruchem może się okazać wystawienie w najbliższych wyborach grona weteranów z Iraku. Ludziom, którzy narażali własne zdrowie i życie, stracili w wojnie przyjaciół albo jak mjr Duckworth zostali kalekami, nikt nie zarzuci tchórzostwa czy kapitulanctwa. A jeśli nawet zarzuci, to z pewnością odniesie skutek odwrotny do zamierzonego - zrazi sobie wyborców.

- Demokraci potrzebują ludzi, którzy będą twardo mówić o Iraku i nie dadzą się zdyskredytować zarzutem o postawę typowego lewicowca. Wypowiadający się na ten temat weterani są bardzo wiarygodni - komentuje tę taktykę zajmujący się wyborami kongresowymi magazyn "Cook Political Report".

- Ci kandydaci uderzą Republikanów w ich najsłabszy punkt, jakim jest odpowiedzialność za Irak, bez jednoczesnego odsłaniania słabości Demokratów w sprawach bezpieczeństwa narodowego - uważa lewicowa blogerka Suzanne Nossel. - Poza tym ci ludzie mają bardzo ciekawe życiorysy, ciężkie przeżycia za sobą. I mogą służyć za wzór patriotyzmu i odwagi, cech tak podziwianych przez Amerykanów.

Poszukiwania trwają

Właśnie blogerzy internetowi, tacy jak Nossel, są najbardziej zagorzali w poszukiwaniach weteranów, którzy chcieliby startować w wyborach. Wzorem dla nich stała się kandydatura majora marines Paula Hacketta, który wystartował latem w wyborach uzupełniających do Izby Reprezentantów w stanie Ohio. Hackett co prawda przegrał, ale w okręgu, w którym kandydaci Republikanów zdobywają zwykle 70-80 proc. głosów, zebrał aż 48 proc. Przekonał tym przywódców Demokratów, że weterani mogą napsuć wiele krwi Republikanom. Dziś wiadomo, że w listopadzie Hackett wystartuje w wyborach do Senatu.

Oprócz niego i mjr Duckworth kampanię wyborczą w Filadelfii rozpoczął już 32-letni prawnik kpt. Patrick Murphy, który w Iraku służył w słynnej 82. dywizji powietrznodesantowej. W stanie Wirginia kandydatem jest zaś inny prawnik, 36-letni weteran marines David Ashe. Krajowy komitet wyborczy Demokratów twierdzi, że ma jeszcze przynajmniej siedmiu innych kandydatów, którzy służyli w Iraku. I wciąż szuka następnych.

Przeciw wycofaniu

Mjr Tammy Duckworth świetnie zdaje sobie sprawę, że pierwszą rzeczą, na jaką zwracają uwagę potencjalni wyborcy jest jej kalectwo. I wcale się tym nie przejmuje.

- W Iraku straciłam obie nogi. I dlatego teraz ludzie słuchają tego, co mam do powiedzenia o wojnie - mówiła Duckworth w rozmowie z dziennikarzami przed oficjalnym ogłoszeniem swojej kandydatury. - Nóg już nie odzyskam, trudno. Ale dzięki temu mogę przynajmniej wypowiadać się o sprawach dla mnie ważnych, jak edukacja czy tworzenie miejsc pracy.

Duckworth przyznaje, że decyzję o inwazji na Irak od początku uważała za błąd. Mimo to zgłosiła się na wojnę na ochotnika. Dziś wcale nie popiera jak najszybszego wycofania, którego domaga się część Demokratów. - Mamy obowiązek wobec Irakijczyków i musimy go spełnić. Musimy się upewnić, że nowa iracka armia i policja są w stanie samodzielnie zapewnić krajowi bezpieczeństwo. Na pewno powinniśmy mieć precyzyjny plan ich szkolenia i przekazywania im coraz większej odpowiedzialności, z jednoczesnym stopniowym wycofywaniem naszych oddziałów - tłumaczy mjr Duckworth.