Rok 2005, podobnie jak poprzedni, można by nazwać rokiem Leszka Możdżera, gdyby nie to, że równie spektakularnie zaistniało na międzynarodowej scenie Simple Acoustic Trio - jako samoistna kompania młodych gniewnych (Wasilewski/ Kurkiewicz/ Miśkiewicz) i jako trójka do kwartetu Tomasza Stańki. Te pięć nazwisk plus Adam Makowicz, z którym Możdżer wydał dwa ważne koncertowe krążki (CD Makowicz vs. Możdżer "At The Carnegie Hall" i wydany przed miesiącem w Polsce w formacie DVD występ z Wrocławia), podsumowuje dokonania polskiego jazzu poza granicami. Jednak myliłby się ten, kto uznałby, że na tym kończy się nasz potencjał. O sile polskiego jazzu najlepiej świadczą niezliczone koncerty młodych jazzmanów, albumy wydawane własnym sumptem przez artystów związanych m.in. ze środowiskami trójmiejskim, warszawskim czy śląskim.
Rodzajem podsumowania tej ekspansji był dzień poświęcony młodym jazzmanom na festiwalu Warsaw Summer Jazz Days. Jakość i zainteresowanie tą muzyką przerosło oczekiwania nie tylko krytyków, ale i organizatora Mariusza Adamiaka. Ma on zamiar zwiększyć udział polskich jazzmanów z młodej sceny kosztem coraz mniej chętnie słuchanych gości ze Starego Kontynentu. Okazuje się, że polskie zespoły prezentują ciekawszą, świeższą ofertę od większości podobnych formacji z zachodniej Europy, może z wyjątkiem ekspansywnej sceny skandynawskiej. Chromosomos, Grzegorz Karnas, 100nka, Pulsar czy Sing Sing Penelope - to tylko część tych, którzy na co dzień, a nie od wielkofestiwalowego święta, przyciągają tłumy do akademickich klubów. Bracia Olesiowie, Mikołaj Trzaska, Pink Freud czy Tymon Tymański "na afiszu", podobnie jak Anna Maria Jopek, Anna Serafińska czy Grażyna Auguścik, to niemal stuprocentowa gwarancja wypełnionych sal.
Czy ekspansja młodych oznacza powolne gaśnięcie blasku rodzimych gwiazd? Oczywiście takie nazwiska-firmy jak Stańko, Makowicz, Stanisław Soyka, Henryk Miśkiewicz, Wojciech Karolak, Andrzej Jagodziński, podobnie jak radzący sobie znakomicie z młodą konkurencją Jarosław Śmietana czy widowiskowy Krzysztof Ścierański oraz konsekwentnie mainstreamowy Janusz Muniak nie muszą się obawiać konkurencji. Podobnie żywe ikony: Jerzy "Duduś" Matuszkiewicz, Jan Ptaszyn-Wróblewski czy Zbigniew Namysłowski. Jeden z nestorów, wpisany w trójmiejski swingujący krajobraz jak Wawel w Kraków Przemysław Dyakowski, zdaje się przeżywać renesans popularności. Wszechobecny na koncertowych plakatach, zapraszany przez młodych do ich projektów, choć i tak ciągle nie jest należycie doceniony. Swoją pozycję umocnił Włodek Pawlik znakomitymi koncertami w Rzymie i zwieńczonym owacją w Sali Kongresowej (WSJD). Jest dowodem na to, że właśnie mistrzowie klawiatury są naszą wizytówką.
Mieliśmy kolejny rok kryzysu Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego. Zorganizowana przez PSJ niedawna edycja Jazz Jamboree - zlepek koncertów pozbawiony choćby jednej gwiazdy zagranicznej - to ostateczna kompromitacja. Ale szczęśliwie Jazz Jamboree to samotna smutna wyspa pośród licznych krajowych imprez i pojawiających się jak grzyby po deszczu nowych festiwali. Do renomowanego grona (WSJD, Era Jazzu, Jazz na Starówce) dołączają kolejne niezależne, zbudowane na fundamencie wolnego rynku i solidnej pracy: Pilsner Urquell Jazz Festival (zarówno stacjonarna, gdyńska edycja, jak i ogólnopolska - klubowa), rosnąca w siłę Bielska Jesień Jazzowa czy Międzynarodowe Zmagania Jazzowe w Szczecinie.
Rok 2005 bezsprzecznie przechodzi do historii jako rok ożywienia, nowych perspektyw. Na półkach jazzfanów zaznaczył się tytułami płyt Możdżera (oprócz albumów z Makowiczem "The Time" nagrany w trio z Zoharem Fresco i Larsem Danielsonem), Stańki z Garbarkiem i Manu Katche ("Neighbourhood") oraz debiutu pod szyldem ECM-u naszej największej nadziei - Simple Acoustic Trio. Sądząc po znakomitych recenzjach z całego świata - nadziei spełnionej.