42-letni Włodzimierz C. z Będzina był uważany za prawą rękę Janusza T., ps. "Krakowiak", szefa śląskiej mafii. Wspólnie opracowywali plany napadów, decydowali też o podziale łupów. Odszedł z gangu po kłótni z bossem, który nie chciał się zgodzić na proponowane przez Włodzimierza C. coraz brutalniejsze napady. Wkrótce potem został zatrzymany przez policję. - Mam dość takiego życia - stwierdził wiosną 2001 r. i zgodził się na współpracę z prokuraturą. W zamian został świadkiem koronnym. Darowano mu wszystkie przestępstwa, których dopuścił się, działając w gangu.
Zeznania "Łomiarza" okazały się bezcenne. Ujawnił, że to ludzie "Krakowiaka" zastrzelili w Sosnowcu małżeństwo właścicieli kantoru walut i śmiertelnie pobili w Krakowie Andrzeja Firsta, trenera kadry narodowej kick bokserów. Opowiedział też o kilkunastu napadach i porwaniach, których dopuścili się członkowie gangu. Śląska mafia wydała na niego wyrok śmierci. Wynajęty przez "Krakowiaka" snajper leżał już na dachu kamienicy, z której miał strzelać do Włodzimierza C. Do zamachu nie doszło tylko dlatego, że rano policja przeniosła go w inne miejsce.
Objęty policyjnym programem ochrony świadków koronnych Włodzimierz C. był jednak tak bezczelny, że założył własny gang. Jego ludzie porywali dla okupu członków śląskiego półświatka. "Łomiarz" wiedział, że nie pójdą poskarżyć się policji. Przetrzymywał swoje ofiary w domu, w którym ściany pokoi wyłożono pudełkami po jajkach, co tłumiło krzyki i wołania o pomoc. W ciągu kilku miesięcy zarobił w ten sposób ponad 700 tys. zł. Zlecał też napady, handlował fałszywymi banknotami i wyłudzał ubezpieczenia komunikacyjne.
Jak to było możliwe? Z informacji "Gazety" wynika, że Włodzimierz C. na własną prośbę zrezygnował z bezpośredniej ochrony szkolonych przez FBI oficerów policji. - Funkcjonariusze pilnowali go tylko w drodze na przesłuchania, konfrontacje i rozprawy. Miał się z nimi kontaktować przez komórkę - mówi osoba znająca kulisy sprawy.
Po pewnym czasie "Łomiarz" przestał jednak odbierać telefony. Katowicka prokuratura wydała za nim list gończy. Dwa lata temu został w końcu zatrzymany i trafił do aresztu. Tuż przed świętami sąd skazał go na 14 lat więzienia. Tym samym stracił on status świadka koronnego. To pierwszy taki przypadek w Polsce.
- Złożone przez niego zeznania w dalszym ciągu stanowią dowód w sprawie gangu "Krakowiaka". Sąd będzie je musiał wziąć pod uwagę - tłumaczył wczoraj prokurator Tomasz Tadla, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Katowicach.
"Łomiarz" odpowie także za wszystkie przestępstwa, których dopuścił się, działając w gangu. Obecnie, siedząc w areszcie, jest jednym z najbardziej chronionych śląskich więźniów. - Wrócił bowiem do ludzi, których zdradził. A w półświatku się tego nie zapomina - podkreślał jeden z naszych informatorów.