Specjalnie dla Nowego Dnia! Wigilia w rodzinie Mostowiaków

Byliśmy w gościnie wigilijnej na planie filmu ?M jak miłość?. Przy uroczyście przybranym stole i choince rozmawialiśmy z pięcioma aktorkami, które w filmie grają kobiety z rodziny Mostowiaków. Wspominały, jak przed laty przeżywały święta, i mówiły, jak się przygotowują do tegorocznego Bożego Narodzenia.

Teresa Lipowska - Tajemnica wigilijna

23 grudnia, mieszkanie aktorki na warszawskim Ursynowie. Teresa Lipowska pospiesznymi łykami wypija poranną herbatę. Jutro Wigilia, a tu jeszcze tyle spraw na głowie! Skrupulatnie notuje listę ostatnich świątecznych zakupów. Woda mineralna, sok, krakersy... Nagle niebieski ołówek, którym kreśli kolejne słowa, nieruchomieje. Jest przekonana: coś jej umknęło. Olśnienie przychodzi chwilę później, kiedy jej wzrok pada na przywiezioną kilka dni temu donicę z drzewkiem choinkowym. Oczywiście - papier ozdobny!

Do wigilijnej kolacji zasiądzie z mężem, synem Marcinem, wnuczkiem Szymonem, synową Anią i jej liczącą około 10 osób rodziną. Przed laty marzyła o córce, której nada właśnie imię Ania. Kiedy 7 lat temu Marcin przedstawił jej narzeczoną, ta od razu ujęła ją szczerym i inteligentnym spojrzeniem. Dziś aktorka nie ma wątpliwości: marzenia się spełniają. Ważne, by nie tracić nadziei.

- Przyjmuję codzienne problemy z pogodą ducha, na jaką mnie stać - powiedziała jeszcze wczoraj młodemu dziennikarzowi, który pytał ją o źródło jej niewyczerpanego optymizmu. Po skończonej rozmowie usłyszała szczere wyznanie: - W moim pokoleniu trudno znaleźć takich ludzi jak pani. Dziękuję pani za to, że jest.

Perfekcjonistka w każdym calu. Choć zdaje sobie sprawę z tego, że Boże Narodzenie to nie stół uginający się pod ciężarem wigilijnych potraw, obmyśla wigilijne menu dwa tygodnie wcześniej. Przygotowania dzieli z teściową i synową. W kuchni już stoi brytfanka z indyczką faszerowaną rodzynkami, na kuchence - gar wypełniony gęstą od prawdziwków zupą grzybową. W kuchennej szufladzie - przepis od zaprzyjaźnionego kucharza z planu serialu "M jak miłość" - śledzie w sosie śliwkowym. Tradycyjny wigilijny obrus już wyprasowany. Olśniewająca biel, jak opłatek, którym przełamie się przed kolacją z bliskimi. Na oprawionej w solidne ramy archiwalnej fotografii, która stoi na telewizorze, nieżyjący już rodzice składają sobie życzenia, przełamując się wigilijnym chlebem. Jutro czas zatoczy koło. Bo jutro dom aktorki jak w czasach dzieciństwa zabrzmi wygrywanymi na pianinie kolędami. Miejsce małej dziewczynki, która skrycie marzy, by zostać aktorką, zajmie jej syn. Zaśpiewa cała rodzina, na którą jak co roku czeka już skserowany śpiewnik z kolędami. Dla tych, którzy w ciągu roku zdążyli zapomnieć poszczególne zwrotki, i dla tych, których oczy cieszy znany od zawsze szyk wigilijnego zaklęcia. Co się stanie, kiedy zostanie wyśpiewane na głos? Aktorka ma nadzieję, że każdy znajdzie odpowiedź na dnie własnego serca.

Małgorzata Kożuchowska - Wigilia w rodzinnym domu w Toruniu

Odliczanie do świąt zaczyna już 1 stycznia. Te mają dla niej smak i zapach rodzinnego domu w Toruniu. Wigilijny stół Kożuchowskich to coroczne miejsce spotkań całej familii. W tym roku zabraknie przy nim tylko siostry aktorki Hanny. - Spędzi Wigilię z dziećmi i mężem u teściów - tłumaczy jej nieobecność aktorka. Miejsce szczęśliwej młodej mężatki zajmie Majka, druga siostra, która na Boże Narodzenie przyleci z Londynu.

- Już nie mogę się jej doczekać - cieszy się Małgorzata Kożuchowska.

Jak wyznaje, święta to dla niej długo oczekiwany moment spotkania z rodziną. Nie wyobraża sobie, by mogła je spędzić poza bezpiecznymi murami domu. Celebruje chwilę, kiedy przekracza próg domu, a jej nos uderza zapach wigilijnego barszczu, makówki i orzechów. Chwilo, trwaj.

Z sentymentem wraca do prezentów z dzieciństwa.

- Postanowiłam podarować moim rodzicom własnoręcznie uszyte notesy wielkości zeszytów - wspomina. - Na ich okładki nakleiłam muszelki, które latem zebrałam nad morzem.

Do dziś pamięta uczucie zawodu, kiedy odkryła, że notesy zamiast na biurku wylądowały na samym dnie najgłębszej szuflady w domowym kredensie. Musiało minąć kilka lat, by mała Małgosia zrozumiała, że przygotowany z serca podarunek okazał się zbyt... niepraktyczny. Podobnie jak choinka, którą pewnego dnia, po ośmiu godzinach stania w kolejce, przyniósł do domu tata. W kącie przystrojonego świątecznymi ozdobami pokoju stanęło drzewko, na którym igły można było policzyć na palcach jednej ręki.

Dominika Ostałowska - Mama z brodą Mikołaja

Nie ma wątpliwości, że lepiej być, niż mieć, i obdarowywać, niż być obdarowywanym. Jest na tyle dorosła, by pamiętać, że dbając o każdy szczegół świątecznej atmosfery, ma szansę podarować swojemu trzyletniemu synkowi jedno z najpiękniejszych wspomnień na całe życie. I na tyle dziecinna, że wraz z nim nie może się już doczekać rozpakowania prezentów, które znajda pod choinką. - Prawdziwą - zastrzega aktorka. Taką samą, pachnącą lasem, jaką pamięta z dzieciństwa. I Mikołaja, który przychodził chwilę po tym, jak znikała mama.

Wspomnienie: Dzwonek. Mała Dominika biegnie do przedpokoju, słysząc odgłos otwieranej zasuwy i mamę, która wita się... ze Świętym Mikołajem! Biegnie coraz szybciej - by zobaczyć choć skrawek jego płaszcza? Za późno. Uśmiechnięta mama zamyka drzwi. W jej ręce paczka z czerwoną wstążką.

- To dla ciebie, córeczko - mówi, przytulając ją, mama.

- Pewnego dnia odkryłam, że to ona jest moim darczyńcą - uśmiecha się aktorka. Nie wiąże tego z uczuciem rozczarowania. I ma nadzieję, że jego smaku nie pozna też w tym roku 3-letni syn Hubert, dla którego czerwony płaszcz i białą brodę włoży tata Hubert Zduniak. Tak jak ona aktor.

Ostałowska już nie może się doczekać widoku synka, który da nurka pod choinkę w stos świątecznych prezentów.

- W tym roku znajdzie pod nią lunetę i mikroskop - zdradza aktorka. Odkąd, starając się go nauczyć higieny, opowiedziała mu o bakteriach, ciekawy świata trzylatek nie może się doczekać, by je zobaczyć. W mikroskopie ujrzy je jak na dłoni. Obiektyw lunety uniesie do gwiazd. Odkrytych i nieodkrytych. Poza jedną - tą, która zgasła, gdy mała Dominika miała osiem lat. Niezaznaczona na nieboskłonie, ale zapisana w gwiazdozbiorze życia, babcia Hanna, która starała się spędzać z dziewczynką każdą wolną chwilę. Choć minęło wiele lat, wciąż pamięta smak ciasta pieczonego przez starszą panią i rozmowy w jej mieszkaniu na ul. Wareckiej w Warszawie. Choć to nierealne, to właśnie ją aktorka chciałaby zobaczyć przy pustym miejscu przy stole.

- Na wigilii będzie czekał rarytas: zupa grzybowa - zdradza aktorka. Popisowe danie pomoże jej podać na stół mama. Oprócz nich zasiądą przy nim najbliżsi członkowie rodziny - łącznie siedem osób. Pani domu nie zgadza się z przesądem, że nieparzysta liczba osób przy świątecznym stole przynosi pecha. Najbardziej liczy się dla niej spotkanie z bliskimi. I rozmowy, rozmowy, rozmowy. Nie zabraknie kolęd. Najpiękniejsza - "Lulajże Jezuniu". Melodia od razu wpadła w ucho małej Dominice, która nauczyła się ją grać na flecie. - Dzięki temu szybko stałam się ozdobą rodzinnych uroczystości! - wspomina aktorka.

Joanna Koroniewska - Mikołaj z odklejoną brodą

Nie wierzy w Świętego Mikołaja, ale listę prezentów, które jej najbliżsi znajdą pod choinką, zaczyna układać w głowie już na początku grudnia. Choć jest jedną z najbardziej wziętych aktorek w Polsce, nie zgadza się z opinią, że najcenniejsze prezenty to te, których cena może przyprawić o zawrót w głowie. I wspomina Wigilię sprzed kilku lat. Nie mając grosza przy duszy, wręczyła jednej z bliskich osób zrobioną odręcznie laurkę. Wyklejana zdjęciami, na których znajdowały się prezenty, których zakup znacznie przekraczał zawartość portfela młodziutkiej aktorki, przetrwała do dziś. Inaczej niż wiara w św. Mikołaja. - Byłam przekonana o jego istnieniu do szóstego roku życia - śmieje się. - Mit obalił... słaby klej!

Kiedy siedząca na kolanach świętego mała Joasia pociągnęła za imponującej wielkości brodę, ta została w jej dłoni. - Rozczarowana wstałam z kolan... mojego starszego kuzyna! - wspomina z rozbawieniem. Gdy cofa się pamięcią do dzieciństwa, wspomnienia zaklęte w sepii zdjęć na kartach rodzinnego albumu zaczynają się mienić kolorami tęczy. Kadr pierwszy: babcia i dziadek, którzy dwa dni przed świętami lepią w kuchni pierogi. Na kuchence wielki rondel, w którym gotują się grzyby. Mała Joanna rozkoszuje się pachnącą zapowiedzią świąt. Kadr drugi: jej ukochana babcia, która zna wszystkie kolędy świata. Po kolacji zaczyna je wyśpiewywać wysokim i czystym głosem. Ściany toną w zielonych i czerwonych refleksach rzucanych przez choinkowe lampki. Magia? Nagle nad wysokim czystym tonem głosu babci zaczyna górować drugi - obdarzonej silniejszymi strunami głosowymi wnuczki.

- Nie zdając sobie z tego sprawy, zagłuszałam wszystkich! - śmieje się dziś aktorka. I kadr ostatni: odbicie w lustrze. Przeglądając się w nim, dopina ostatni guzik ciepłego zimowego palta. Po świątecznej kolacji czas na tradycyjną wizytę z rodzicami w domu cioci. Później - wspólny spacer do kościółka, którego dach wydaje się uginać pod ciężarem białego puchu. Pasterka!

Choć nie jest tradycjonalistką, nie wyobraża sobie świąt bez śniegu. Najbliższe będzie dzielić z najbliższymi, ale i dawno niewidzianymi przyjaciółmi. Rozbrajająca uśmiechem, drobna blondynka miała i ma łatwość zjednywania sobie przyjaciół. Ci, którzy znają jej napięty plan zajęć, nie niepokoją się, kiedy milczy czwarty tydzień. Wiedzą, że w sytuacji zagrożenia mogą wybrać jej numer telefonu o każdej porze dnia i nocy. I na odwrót. Nikt nie jest samotną wyspą? Aktorka ma nadzieję, że przynajmniej nie w święta. I stopniuje: gruby portfel - ważne, radość ze spotkania z bliskimi i świąteczna atmosfera - najważniejsze.

Choć mieszka w Warszawie od czterech lat i coraz lepiej wie, jak radzić sobie w rządzonym przez twarde reguły świecie show-biznesu, wciąż potrafi odnaleźć w sobie naiwność dziewczynki, która oglądając bajkę, wierzy w jej szczęśliwe zakończenie. I geny. - Po babci dostałam w nich dobrą pamięć! - zdradza. I zastanawia się, kiedy ujawni się kolejny - talent kulinarny.

- Jako kucharka sprawdzam się tylko w podgrzewaniu zupy - śmieje się. Przepisu na jej ulubione danie - barszcz czerwony - nie poda, bo nigdy go nie przyrządzała i musiałaby go dyktować z książki kucharskiej.

Małgorzata Pieńkowska - Święta poza domem? Nigdy!

Święta to dla niej czas relaksu i spotkania z najbliższymi. Choć ostatnimi czasy furorę robią oferty krajowych i zagranicznych biur podróży, które proponują spędzenie świąt np. na Hawajach, aktorka nie zastanawia się nawet nad możliwością spędzenia Bożego Narodzenia poza czterema ścianami swojego domu. - Jestem domatorką! - wyznaje ze śmiechem.

Nakrywając wigilijny stół, nie zapomina o przygotowaniu dodatkowego nakrycia. Ma nadzieję, że w tym roku usiądzie przy nim... Pan Aniołek. - To mój znajomy, który jako jeden z pierwszych dowiedział się o tym, że byłam ciężko chora - wyznaje Pieńkowska. - Pamiętam, że spotkałam go kiedyś, spacerując z moim yorkiem. Na jego widok szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Spytałam, czy chce go wziąć na ręce. Przez kolejną chwilę próbował, jak mi się wydaje, złapać ogniskową mojego miniaturowej wielkości zwierzątka. Kiedy mu się to nie udało, z rozbrajającym uśmiechem powiedział: "Dziękuję". Postanowiłam zaprosić go na wieczerzę wigilijną.

Te z jej dzieciństwa tradycyjnie rozpoczynały się punktualnie o godzinie 20. - Moja rodzina zasiadała przy stole, kiedy wszystkie inne już od niego wstawały - wspomina aktorka. Wciąż ma w ustach smak czerwonego barszczu z uszkami, popisowego dania jej mamy, i sentyment do kolęd Ireny Santor i Jerzego Połomskiego, dźwiękami których wypełniony był jej dom. Wie, jak zatrzymać czas - do dziś zapala świecę, która zdobi szczyt jej stołu, nie wcześniej niż o ósmej wieczór. Po kolacji - tradycyjny koncert kolęd.

- Moja popisowa to "Przybieżeli do Betlejem", którą śpiewam, wydzierając się na cały głos - śmieje się. Jak wyznaje, jedynym przykrym elementem związanym z kolacją wigilijną jest... zmywanie naczyń. - Kiedyś zbuntowałam się i postanowiłam, że zmyję je dopiero w pierwszy dzień świąt - opowiada. - Kiedy położyłam się spać, do talerzy, na których zostały resztki jedzenia, dobrał się mój zwierzyniec. Obudziły mnie odgłosy prawdziwej świątecznej libacji!

Na ucztujące towarzystwo składały się dwa koty - Simba i Ruda, pies york Misia i jamniczka ostrowłosa Mała Mi, ochrzczona tak na cześć ulubionej postaci z książeczek o Muminkach.

Po kolędowaniu czas na prezenty. Co kupiła w tym roku dla swojej rodziny?

- Drobiazgi - płyty i książki - odpowiada. Nie chce zdradzić szczegółów - uwielbia sprawiać niespodzianki. Koneserka pięknych chwil.

- Już nie mogę się doczekać, kiedy w moim mieszkaniu stanie kominek - mówi. Prace budowlane w toku. Kiedyś zapali w kominku największy, jaki tylko potrafi, ogień.

- Usiądę przed nim w towarzystwie moich zwierzaków i oddam się nastrojowi - zapewnia. Nie boi się stanąć w miejscu, mimo że znakiem czasów, w których żyje, jest wieczna pogoń. Zapytana o to, czy może być przykładem dla innych, zdecydowanie zaprzecza. Jedyny sposób na szczęście, jaki może polecić, to znalezienie własnego rytmu życia. I smak świątecznych śledzików z rodzynkami. Te od lat goszczą na jej wigilijnym stole. - Kiedy czuję ich zapach, wiem, że święta za progiem - śmieje się. Te na podniebieniu i te w sercu.