Przejęcie z klasą: Lech Kaczyński prezydentem RP

Lech Kaczyński może odnotować pierwszy sukces: ceremonię przejęcia władzy prezydenckiej, choć nieco przydługą - jego ekipa może zaliczyć do pomysłów udanych. Wbrew obawom nie było zbędnej celebry ani przepychu.

Takiej atmosfery po 1989 r. nie miał żaden z polityków obejmujących najwyższy urząd w państwie. Rok 1990 i prezydentura legendarnego przywódcy "S" Lecha Wałęsy była "żałobą" lewicy, gdy podczas zaprzysiężenia jej posłowie ze smętnymi minami obserwowali początki III RP. Pięć lat później Aleksander Kwaśniewski wchodził do Sejmu bocznym wejściem, by uniknąć konfrontacji z grupą przeciwników, którzy przyszli pod gmach na ul. Wiejskiej. Zaprzysiężenie zbojkotowała część prawicowych posłów. Pusty pozostał też prezydencki fotel odchodzącego Lecha Wałęsy.

W zupełnie innym stylu zaczął swoją prezydenturę Lech Kaczyński. Choć część komentatorów wróży, że będzie to prezydentura podziałów, a nie łączenia politycznych środowisk, to początek kadencji temu zaprzeczył. Sala sejmowa była pełna. Lechowi Kaczyńskiemu nie odmówił nikt z zaproszonych. Prócz Kwaśniewskiego był też Lech Wałęsa, choć do politycznych przyjaciół Kaczyńskiego zaliczyć go trudno (jeszcze rano w radiu Tok FM powtarzał, że Kaczyńscy są doskonałymi wojownikami, bowiem już od maleńkości musieli walczyć o pierś matki. Gorzej idzie im w czasach spokoju).

Jak podczas każdej premiery, także i w Sejmie było nerwowo. Tłum kamerzystów i fotoreporterów kłębiący się przed wejściem, reszta stojąca na galerii pod czujnym okiem dwóch strażników ze straży marszałkowskiej. J. Jakubowski i B. Szulim (spisane z tabliczek) mimo protestów ustalili sztywną granicę oglądalności - to kilka kroków od barierki.

O 9.40 do Sejmu przyjechała para prezydencka. Jolanta Kwaśniewska w nienagannej fryzurze, Aleksander Kwaśniewski z lekką opalenizną. Gdy chwilę później w drzwiach pojawiła się Jadwiga Kaczyńska, wsparta na ramieniu jednego z synów, fotoreporterzy sforsowali umowną granicę wyznaczoną przez J. Jakubowskiego. - Szef odbierze mi pensję - tłumaczył bezradnie. - Ale to przecież prezydent! - napierali. Z boku już podnosiły się oklaski, które szybko ucichły, gdy okazało się, że publiczność pomyliła Lecha z Jarosławem. To on wprowadzał mamę do Sejmu.

Chwilę przed 10 wątpliwości już nie było. Ruch w szeregach współpracowników Lecha Kaczyńskiego niezbicie dowodził, że główny bohater za chwilę wkroczy do gmachu. Prezydent elekt i jego żona pojawili się w drzwiach o 9.55. Tę godzinę wyznaczał im scenariusz uroczystości ("np. 10.04 - prezydent elekt i małżonka wstają, podchodzą do stołu prezydialnego, stają po prawej stronie prezydenta, pół kroku za nim - towarzyszy [im? - kor.]szef Kancelarii Sejmu"). Gdy kilka minut później Lechowi Kaczyńskiemu przyszło debiutować w roli prezydenta RP przed Zgromadzeniem Narodowym, widać było, że mimo lat spędzonych w polityce, był wyraźnie przejęty. Nie mówił, jak to ma w zwyczaju z pamięci, ale odczytał tekst. Kiedy powiedział, że w Polsce brakowało dotąd uczciwości, brawo bił mu głównie PiS, zaś posłowie PO pozostali niewzruszeni. Gdy zachęcał do naprawy RP - posłów odezwała się też część klubu LPR. Donald Tusk i jego posłowie przełamali się dopiero wtedy, gdy powiedział o Polsce jako kraju szans dla wszystkich środowisk.

Kolejnym przystankiem była staromiejska katedra św. Jana. Na barierki napierał tłum kilkudziesięciu obywateli. Owacjami witają premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Przy grupie starszych osób zatrzymuje się marszałek Sejmu Marek Jurek (PiS Marek Jurek.) Jedna z pań jest wyraźnie zadowolona. - Przyszedł, pocałował mnie w rękę, bo mnie zna - mówi na głos.

Po chwili wraca jej bojowy nastrój, tym bardziej że stojący opodal starszy pan zaczyna intonować naprędce ułożoną pieśń: "Jeszcze się okaże, zmienią się ochroniarze", po czym mówi, jak jest: - To wszystko czerwoni z UOP. Załatwili sobie miejsca w katedrze. Z prasą nie chcą rozmawiać. - Czytamy tylko "Nasz Dziennik", z innymi będziemy rozmawiać, jak zmieni się ustawa o mediach - informuje mnie pani w błękitnym kapturze. Wciąż liczą, że do katedry uda się wejść. W końcu wyciągają radio tranzystorowe z flagą przyczepioną do anteny. Słuchają mszy.

W katedrze panuje atmosfera zadumy. Lech Kaczyński stoi razem z żoną i matką, z tyłu brat Jarosław, córka, zięć. Pierwsze rzędy pełne są polityków, samotnie przyszło siedzieć tylko Andrzejowi Lepperowi. Na uroczystości nie pojawili się bowiem wicemarszałkowie Andrzej Olejniczak (SLD) i Bronisław Komorowski (PO), nie było także Donalda Tuska. - Jak pan to skomentuje - pytam Ludwika Dorna. - Wie pani, dziś jest szczególny dzień, nie chcę się wyzłośliwiać, poza tym za chwilę mamy święta - mówi.

Po mszy prezydencki orszak rusza na Zamek. Tam Lech Kaczyński ma zostać XIII Wielkim Mistrzem Orderów Orła Białego i Odrodzenia Polski. VIP-y schodzą się na uroczystość. Przy kawiarnianym stoliku usiadło trzech byłych ministrów spraw zagranicznych - Bartoszewski, Geremek, Skubiszewski i premier Tadeusz Mazowiecki. Panowie mają wyraźnie dobry nastrój. Zupełnie inaczej niż załoga restauracji Café Zamek, która szykowała przyjęcie. - Miało być 250 gości, teraz okazuje się, że przyjdzie 400 - denerwuje się jeden z kelnerów. Innego pytamy o menu. - To będzie przyjęcie w stylu angielskim. Ryby, np. łosoś, sandacz krojone w dzwonka, pierożki na ciepło, lampka wina. Przed Zamkiem fotografują się górale. Są wśród kilkunastu gości specjalnych Lecha Kaczyńskiego - Jesteśmy działacze PiS z Podhala - przedstawiają się.

A coś bliżej? - pytam. - Z Podczerwonych. Państwo Skorupa. Tadeusz i Anna - przedstawia się góralka. Mąż robił Lechowi i Jarosławowi kampanię, znają się od lat. Muszę zareklamować męża - śmieje się. Do rozmowy włącza się starsza pani w berecie. - Słuchacie Radia Maryja? - pyta. Kiedy dostaje potwierdzenie, kategorycznie zakazuje wywiadu. - Dajcie spokój, katolikami jesteście, a rozmawiacie z odnogą "Wyborczej". Górale, wyraźnie stropieni, pan Tadeusz mówi, że mu zimno, życzy Wesołych Świąt. Na Zamku Lech Kaczyński jest już wyraźnie zrelaksowany, ściska kolejne dłonie VIP-ów. Na Zamku są kolejni goście specjalni. Państwo Sowińscy, którzy gościli Lecha Kaczyńskiego na Śląsku. - Jesteśmy zaszczyceni. Choć to sytuacja nie dla nas - mówi Zofia Sowińska. - Tylu tu ważnych ludzi. Prezydent był u nas na obiedzie w Katowicach, widocznie mu smakowało, skoro przysłał zaproszenie.