Nowa płyta Katie Melua, czyli ciepły pop zimową porą

Świetna, bardzo ciepła płyta. Wręcz wymarzona na długie zimowe wieczory. To drugi album w dyskografii wokalistki, swoista odpowiedź brytyjczyków na Norah Jones.

Melua ma wszystko co potrzebne, by zawojować media: głos, urodę i niebanalną biografię. Urodzona w Gruzji w 1984 r., wychowywała się w Moskwie i gruzińskim Batumi. Gdy miała dziewięć lat, razem z rodzicami przeprowadziła się najpierw do Irlandii Północnej, potem do Londynu. Startowała w telewizyjnych konkursach talentów, uczyła się w sponsorowanej przez firmy płytowe BRIT School for Performing Arts & Technology. To właśnie tam odkrył ją kompozytor i producent Mike Batt, z którym współpracuje do dziś.

Jej pierwszy album "Call Of The Search" był ogromnym sukcesem. "Piece By Piece" ma wszystkie dane, by powtórzyć ten wynik. Katie korzysta z patentów sprawdzonych na debiutanckiej płycie. W urokliwy sposób łączy jazz i blues z wyraźnie popowymi inklinacjami. Sięga po brzmienia gitary akustycznej i fortepianiu, czasem przeplata je z orkiestrowymi aranżacjami, czasem poprzestaje na nastrojach kreowanych przez najprostsze instrumentarium. W utworach, których autorem lub współautorem jest Batt, pokazuje swoje ambitniejsze, bardziej jazzowe oblicze. We własnych piosenkach (jak na przykład kapitalnym "Spider's Web") bliżej jej zarówno do popu, jak i trochę do dokonań wokalistek pokroju Sarah McLachlan czy Tori Amos. Równie urokliwie śpiewa legendarny standard "Blues In The Night" (przed nią wykonywali go między innymi Louis Armstrong, Ella Fitzgerald i Cab Calloway), jak i przerobione na nieomal akustyczny blues boogie zespołu Canned Heat "On The Road Again" czy... "Just Like Heaven" The Cure.

"Piece By Piece" słucha się bardzo dobrze. Oczywiście pod warunkiem, że nie traktujemy przyczepianej czasem do Melua etykietki "jazz" zbyt poważnie. To raczej wysmakowany pop ozdobiony czasem ambitniejszymi aranżacjami. Ale czy to źle?

Katie Melua, "Piece By Piece", Dramatico Records