Szef Bractwa Muzułmańskiego - największego obok partii rządzącej ugrupowania w egipskim parlamencie - powtórzył słowa irańskiego prezydenta, który poddał w wątpliwość Holocaust. - Zachodnia demokracja atakuje każdego, kto nie podziela jej syjonistycznej wizji Holocaustu, a to przecież tylko mit - stwierdził Muhammad Akef.
Jako dowód zachodniej nietolerancji Akef przytoczył sprawę francuskiego pisarza Rogera Garoudy'ego, skazanego we Francji w 1998 r. za podważanie istnienia Holocaustu oraz brytyjskiego historyka Davida Irvinga, któremu podobne zarzuty w przyszłym miesiącu postawią Austriacy.
Irański prezydent Mahmud Ahmadineżad kilkanaście dni temu nazwał Holocaust mitem, który posłużył jako pretekst do "wtargnięcia do serca arabskiego i muzułmańskiego świata". Zaproponował też przeniesienie Izraela do Europy, Kanady lub USA.
Takie podejście do Holocaustu to żadna nowość w świecie arabskim i muzułmańskim. Według najnowszego raportu amerykańskiego Instytutu Badań nad Holocaustem, zaprzeczanie zagładzie Żydów w czasie II wojny światowej to na Bliskim Wschodzie praktyka powszechna.
W Egipcie, Iranie, Syrii, Arabii Saudyjskiej rządy przymykają oko, a często wręcz popierają takie stwierdzenia. Niedawno w jednej z prorządowych egipskich gazet dziennikarz napisał, że niepotrzebnie świat tak się oburzył na wypowiedź irańskiego prezydenta, bo przecież "powiedział on prawdę". "Masakry, o które Izrael oskarża nazistów, nigdy nie miały miejsca. A komory gazowe służyły do dezynfekcji ubrań" - twierdzi gazeta.