Kościół św. Kamila w zachodnim Berlinie. Niedziela wieczorem. W wielkiej świątyni siedzi niespełna 50 osób, a wśród nich kilku Filipińczyków i czarny. Jednym słowem - pustki. Zupełnie niezrażony tym ksiądz wygłasza z południowym akcentem kazanie o św. Józefie i Matce Boskiej. Apeluje do wiernych, by w sprawie małżeńskiej odpowiedzialności brali przykład ze Świętej Rodziny. Po kazaniu przez kościół przechodzi inny ksiądz zbierający na tacę. Efekt mizerny, bo w koszyku widać garść monet i kilka banknotów o nominale 10 euro.
- To nie jest symptom kryzysu niemieckiego Kościoła. Katolicyzm ma się u nas coraz lepiej. Odwiedzając moją parafię w Bonn, zastałby pan tam pełny kościół - mówi Stefanie Uphues, rzecznik niemieckiej konferencji biskupów. Podaje przy tym wyniki badań instytutu liturgicznego, z których wynika, że w Niemczech w ciągu najbliższych dziesięciu lat zostanie zamkniętych 750 świątyń. - To zaledwie 3 proc. wszystkich katolickich kościołów w kraju. Prognozowano, że opustoszenie świątyń przybierze o wiele większe rozmiary - mówi Uphues.
- Kilka miesięcy temu biskupstwo w Essen poinformowało, że w najbliższym czasie będzie musiało zamknąć co trzecią świątynię, bo odpływ wiernych z Kościoła katolickiego w Zagłębiu Ruhry był tak wielki. Media z miejsca podchwyciły tę informację, twierdząc, że taki los czeka wszystkie niemieckie diecezje - opowiada dr Andreas Poschmann z instytutu liturgicznego.
Niemiecki Kościół wpadł w przerażenie, a instytut dostał od episkopatu zlecenie zbadania, jak się sprawy mają. Pracownicy instytutu przeprowadzili sondaż w 23 z 27 niemieckich diecezji. Pytali m.in. o liczbę kościołów, które przestały pełnić funkcję liturgiczną, i o przewidywania duchownych co do przyszłości świątyń, w których jeszcze odprawia się msze. Najlepiej radzą sobie parafie w tradycyjnych katolickich regionach: w Bawarii i okolicach Münster. Najgorzej jest w byłej NRD.
- Okazało się, że panika nie ma żadnego uzasadnienia. W biskupstwie w Essen faktycznie ubywa wiernych, bo ludzie uciekają z pogrążonego w gospodarczym kryzysie Zagłębia Ruhry, ale z pozostałych diecezji nie dochodzą do nas tak dramatyczne sygnały - mówi dr Poschmann. Instytut wyliczył, że niemiecki Kościół katolicki nie wykorzystuje co 60. z prawie 25 tys. świątyń. W całym kraju sprzedano lub zburzono niespełna setkę z nich. - Informacje prasowe o rzekomych pustych kościołach były przesadzone, co jednak nie znaczy, że problemu nie ma. Martwi każdy kościół, który pustoszeje - dodaje Poschmann.
Przez ostatnie pół wieku liczba praktykujących katolików spadła trzykrotnie, do blisko 4 mln osób. Dwa lata temu niemiecki episkopat wydał specjalną instrukcję dla proboszczów dotyczącą kwestii wyludniania się świątyń. "Kościół nie jest zwykłym budynkiem czy dziełem sztuki budowlanej. Jest domem Boga" - czytamy w dokumencie. Instrukcja przewiduje, że w sytuacji, gdy kościół w danej parafii nie jest używany, można przeznaczyć budynek na inne cele religijne (np. założyć w nim parafialną bibliotekę czy udostępnić jako miejsce spotkań grup parafialnych). Sprzedaż i wyburzenie ma być ostatecznością.
- Dyskusji o przyszłości Kościoła towarzyszą postulaty, by świątynie były bardziej funkcjonalne, by miały tyle miejsc, ile w nich jest parafian. Tak nie można myśleć. Kościół to miejsce święte - przekonuje dr Poschmann. Z efektami jego badań mają się teraz zapoznać niemieccy biskupi z komisji liturgicznej episkopatu. Będą się zastanawiać, jak mimo wszystko przeciwdziałać pustoszeniu kościołów.
- Po wyborze Niemca na papieża mamy coraz większą nadzieję na przełom. Do Kościoła katolickiego wracają osoby, które z niego wcześniej wystąpiły. Będziemy się jeszcze bardziej otwierać na wiernych - zapewnia Stefanie Uphues.