Pierwsze wybory parlamentarne w Autonomii Palestyńskiej od 1996 r. są planowane na 25 stycznia. Dotąd Izraelczycy nie zezwalali na tworzenie lokali wyborczych w Jerozolimie Wschodniej, ale Palestyńczycy mogli głosować w urzędach pocztowych. - To nasze terytorium. Mamy prawo decydować, co się na nim dzieje - mówił wczoraj urzędnik izraelskiego ministerstwa obrony.
Jerozolima Wschodnia została anektowana przez Izrael w wyniku wojny sześciodniowej w 1967 r. i - w przeciwieństwie do Strefy Gazy i Zachodniego Brzegu - nie jest traktowana przez Izrael jako terytorium okupowane, lecz jako jego integralna część.
Do radykalizacji Izraela w sprawie głosowania przyczyniły się triumfy, jakie w kolejnych turach palestyńskich wyborów samorządowych święci islamistyczny Hamas. Wygrał zdecydowanie nie tylko w Strefie Gazy - zdobył też ponad 70 proc. głosów w Nablusie, czyli głównym mieście Zachodniego Brzegu. - Hamas zwycięży także w styczniowych wyborach do parlamentu Autonomii. Ale czy to się musi dokonywać w Jerozolimie? Przecież w Londynie też nikt nie otworzyłby lokalu wyborczego dla głosowania, w którym zwycięża al Kaida - tłumaczyli wczoraj Izraelczycy.
Hamas przyznaje się do wielu zamachów na izraelskich cywilów, niedawno szkolił samobójczych terrorystów, zapowiada na 1 stycznia 2006 r. wygaśnięcie rozejmu i wciąż wzywa do zniszczenia Izraela. Dla Palestyńczyków nie jest jednak organizacją terrorystyczną, lecz przede wszystkim jedyną wiarygodną alternatywą dla skorumpowanych, nieudolnych i skłóconych urzędników partii Fatah, która rządzi w Autonomii. Dzięki dotacjom z naftowych monarchii z Zatoki Perskiej Hamas od lat prowadzi szkoły, szpitale i przytułki, wyręczając tym samym biurokratów Autonomii, którzy niemałą część zachodnich dotacji przelewają na swe prywatne konta.
Niedopuszczenie Hamasu do wyborów, czego domaga się Izrael, oznaczałoby wyeliminowanie największej palestyńskiej siły politycznej, która najprawdopodobniej wzmogłaby wtedy opór zbrojny. Mocna pozycja Hamasu to dylemat dla Europy i Ameryki, które z jednej strony zapowiadają zawieszenie pomocy finansowej dla rządzonej przez Hamas Autonomii, ale jednocześnie zapewniają o "respektowaniu wyników wyborów". Wielu obserwatorów wierzy, że islamiści u władzy złagodnieją i ponowią swą niedawną propozycję negocjacji z Izraelem (co de facto oznacza, że nie chcą go zniszczyć).
Niewykluczone, że władze Autonomii Palestyńskiej wykorzystają izraelski zakaz głosowania w Jerozolimie jako pretekst do odsunięcia wyborów. Partia Fatah jeszcze przed rokiem zbierała w sondażach 55 proc. głosów i część jej działaczy wciąż żywi nadzieję, że - jeśli otrzymają dodatkowy czas - zdołają odzyskać stracony elektorat. Przesunięcie wyborów może jednak oznaczać wybuch walk ulicznych między bojówkami Hamasu i Fatah.