W środę wojewódzki sąd administracyjny uznał, że prezydent Poznania Ryszard Grobelny złamał prawo, zakazując listopadowego Marszu Równości. Niezgodna z prawem polskim i europejskim była też decyzja wojewody wielkopolskiego Andrzeja Nowakowskiego, który podtrzymał zakaz wydany przez prezydenta.
Organizatorki Marszu Równości nie kryły radości z wyroku WSA. Jednak i one, i wielu innych uczestników demonstracji czekają jeszcze rozprawy przed sądem grodzkim. Wszyscy mają postawiony zarzut "nieopuszczenia zbiegowiska". Za takie wykroczenie grozi do miesiąca aresztu i grzywna.
Wnioski do sądu o ukaranie uczestników Marszu Równości poznańska policja skierowała zaledwie kilka dni przed środową decyzją WSA. Andrzej Borowiak, rzecznik prasowy poznańskiej policji, stanowczo zaprzecza, by funkcjonariusze spieszyli się i chcieli za wszelką cenę zdążyć przed pomyślną dla uczestników decyzją sądu administracyjnego. - Tyle czasu zajęło nam przygotowanie wniosków do sądu - wyjaśnia.
Jego zdaniem wyrok WSA "nie uwalnia od odpowiedzialności osób, które złamały prawo". - 19 listopada obowiązywał zakaz marszu. Decyzje prezydenta i wojewody były ważne. I wtedy doszło do złamania prawa - mówi Borowiak.
Podkreśla, że policja nie wycofa z sądu wniosków o ukaranie uczestników Marszu: - Nie mamy takiego prawa. Sprawą może się już zająć tylko sąd.
Nie wiadomo, kiedy Sąd Rejonowy w Poznaniu zajmie się uczestnikami marszu. Być może jeszcze w tym roku.
- Te postępowania powinny być jak najszybciej umorzone, bo trudno skazywać ludzi za to, że nie podporządkowali się nielegalnej decyzji - mówił zaraz po środowym wyroku WSA Andrzej Malanowski z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
- Obrońcy obwinionych o udział w nielegalnej manifestacji mogą przypomnieć decyzję WSA o tym, że zakaz wydano niezgodnie z prawem. Sędziowie muszą to wziąć pod uwagę - mówi Piotr Górecki, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Poznaniu. - Nie zmienia się za to sytuacja zatrzymanych za zakłócanie porządku publicznego, za okrzyki, rzucanie kamieniami itp. Będą odpowiadać niezależnie od tego, czy manifestacja była legalna, czy nie - dodaje.
Przypomnijmy, że przeciwnicy Marszu Równości wykrzykiwali w stronę jego uczestników m.in.: "Pedały do gazu" czy "Zrobimy z wami, co Hitler z Żydami".
Nie wydaje mi się, żeby w ogóle można było mówić o popełnieniu wykroczenia przez uczestników marszu. Przepis kodeksu wykroczeń dotyczy "zbiegowiska", więc należy domniemywać, że chodzi o zgromadzenie nielegalne. Tymczasem, co prawda po fakcie, ale sytuacja zmieniła się - sąd administracyjny orzekł, że to zakaz zgromadzenia był nielegalny. A więc uczestnicy marszu po prostu egzekwowali swoje konstytucyjne prawo.
Ale nawet gdyby uznać, że w momencie wezwania do opuszczenia "zbiegowiska" było ono nielegalne, to trzeba zapytać, czy racjonalne jest dzisiaj absorbowanie sądu tą sprawą? I represjonowanie uczestników, którzy stali się ofiarami naruszenia prawa przez prezydenta Poznania i wojewodę?
Moim zdaniem przyzwoitym zachowaniem byłoby wycofanie przez policję wniosków o ukaranie.