Sąd rozpatrzył skargę organizatorów marszu, który miał iść pod hasłami walki z dyskryminacją mniejszości, m.in. seksualnych. Mimo zakazu odbył się 19 listopada, tyle że jako stojąca manifestacja. I został rozpędzony przez policję.
Blisko 70 osobom postawiono zarzut udziału w nielegalnym zgromadzeniu. Grozi im za to do miesiąca aresztu i 5 tys. zł grzywny. Przeciwników Marszu Równości, którzy skandowali "Zrobimy z wami, co Hitler z Żydami" i "Pedały do gazu", policja tylko legitymowała.
Tydzień później w całym kraju odbyły się solidarnościowe marsze w obronie prawa do zgromadzeń.
- Władza powinna zająć się tłumieniem właśnie takich patologii i poglądów faszystowskich, a nie zakazywaniem manifestacji, która nie stwarzała żadnego realnego zagrożenia - mówił wczoraj przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym w Poznaniu prof. Andrzej Redelbach, pełnomocnik komitetu organizacyjnego Marszu Równości. - W społeczeństwie demokratycznym mamy prawo do kontrowersyjnych poglądów. Prawo do zgromadzeń ma nas chronić, gdy będziemy chcieli takie poglądy głosić. Gdybym w tej chwili złożył wniosek o zorganizowanie parady poparcia dla prezydenta Kaczyńskiego, na pewno dostałbym zgodę - przekonywał Redelbach.
Radca prawny urzędu wojewódzkiego Lech Dworaczyk przekonywał sąd, że prezydent Poznania nie zakazywał Marszu Równości jako takiego, ale zgromadzenia w konkretnym miejscu - za wąskim, jego zdaniem, na takie zgromadzenie. I że zarówno prezydentowi, jak i wojewodzie chodziło o zapewnienie bezpieczeństwa uczestnikom demonstracji i mieszkańcom oraz o ochronę mienia, m.in. sklepowych witryn, ławek na deptaku.
Sąd przyznał rację organizatorom marszu.
Uznał, że prezydent i wojewoda, wydając zakaz, bezprawnie powołali się na zagrożenie dla bezpieczeństwa i mienia mieszkańców. - Organy administracji powinny w tej sprawie rozważyć, czy realne zagrożenie stwarzają organizatorzy. Tego jednak w uzasadnieniu decyzji brakuje, są natomiast obszerne rozważania dotyczące ewentualnych zachowań przeciwników zgromadzenia - uzasadniała wyrok sędzia Grażyna Radzicka. - Opieranie zakazu demonstracji na takich przesłankach jest niedopuszczalne. Na takiej zasadzie można by zakazać każdego zgromadzenia, które nie ma pełnej aprobaty całego społeczeństwa
Robert Biedroń z Kampanii Przeciwko Homofobii: - Jestem dumny z tego wyroku, pomaga budować państwo prawa i pokazuje, że w Polsce nie ma zgody wymiaru sprawiedliwości na naginanie czy łamanie prawa.
- To zwycięstwo demokracji. A prezydent Poznania powinien nas chyba przeprosić - powiedziała Iza Kowalczyk z komitetu organizacyjnego Marszu Równości. - Nie widzę powodów - odpowiada prezydent Ryszard Grobelny. - Nadal uważam, że moja decyzja była uzasadniona. Ale oczywiście stosuję się do wyroków sądu, więc czekam teraz na jego pisemne uzasadnienie.
Co z uczestnikami marszu, którym postawiono zarzuty udziału w nielegalnym zgromadzeniu? - Te postępowania jak najszybciej powinny być umorzone, bo trudno skazywać ludzi za to, że nie podporządkowali się nielegalnej decyzji - uważa dr Andrzej Malanowski z biura Rzecznika Praw Obywatelskich (rzecznik przyłączył się do sprawy po stronie organizatorów Marszu Równości). - Skoro zakaz był nielegalny, to można się zastanowić nad odpowiedzialnością władz Poznania za wydanie decyzji sprzecznej z prawem - mówi o tym kodeks cywilny. I daje prawo do odszkodowania od władzy - mówi Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która pomagała organizatorom napisać skargę do sądu i obserwowała proces.
Wyrok nie jest prawomocny. Wojewoda może się domagać kasacji w NSA.