Do 2004 roku imprezę organizował we współpracy z Polskim Stowarzyszeniem Jazzowym i fundacją Festiwale Polskie znany producent Mariusz Adamiak. W tym roku ich drogi się rozeszły. O całej sprawie pisaliśmy w październiku przy okazji JVC Jazz Festival Warsaw - imprezy, która jeszcze rok temu odbyła się pod szyldem Jazz Jamboree.
Adamiak, w świetle zawiłości prawnych (znak towarowy Jazz Jamboree ma być niebawem wystawiony na licytację przez komornika tytułem spłaty zadłużenia PSJ w stosunku do Ars Polony), zrezygnował z posługiwania się szyldem liczącego już niemal półwiecze kultowego polskiego festiwalu.
Tym samym rok 2005 mógł być pierwszym od czasu stanu wojennego, w którym Jazz Jamboree miało całkowicie zniknąć z afisza. Tak jednak się nie stało. 13 grudnia recitalem duetu Tartanus/Wróblewski w Teatrze Polonia zainaugurowana została 47. edycja. Kulminacyjnym punktem ma być wspomniana gala w studiu im. Lutosławskiego. Choć w programie JJ znalazły się występy uznanych polskich artystów (Henryk Miśkiewicz, Jan "Ptaszyn" Wróblewski, Jarosław Śmietana, Jerzy "Duduś" Matuszkiewicz, Simple Acoustic Trio), festiwal pozbawiony jest jakiejkolwiek atrakcji zza Oceanu. No, chyba że za takową uznać Karen Edwards, która zaśpiewa jak zwykle z zespołem Śmietany, tyle że nasz gitarzysta wystąpił z nią w Polsce wielokrotnie.
Mimo to szef festiwalu Krzysztof Sadowski (na co dzień prezes PSJ) robi dobrą minę do złej gry - zdobył 50 tys. złotych od władz miasta. Niby niedużo, ale, jak widać, wystarczająco, aby użyć szyldu Jazz Jamboree.
Kiedy w latach 90. w okresie prawdziwej zapaści festiwalu jedyną gwiazdą na estradzie Sali Kongresowej był całkowicie zapomniany perkusista Billy Cobham, zadawaliśmy sobie pytanie, czy może być gorzej? Teraz nawet małe lokalne festiwale mogą być dumne, że są lepsze od JJ. Niejeden polski klub ma atrakcyjniejszą ofertę. Zakończony przed paroma dniami w Warszawie festiwal Guitar City 2005 z udziałem Ralpha Townera, Christiana Escoude'a, Wheatbreda Johnsona i... Jarosława Śmietany, albo bielska Jesień Jazzowa sprzed dwóch tygodni tegoroczny Jamboree biją na głowę.
- To kiepski żart - powiedział "Gazecie" Mariusz Adamiak, który jeszcze latem wyrażał chęć organizacji Jamboree. - Kiedy w połowie listopada usłyszałem, że jednak Jamboree ma się odbyć, zadałem sobie pytanie, kto i jak chce zabukować gwiazdy, skoro wszystkie już mają pełne kalendarze, a trudno wyobrazić sobie JJ bez udziału kogoś z jazzowego topu.
Pozytywny akcent to ciągłość festiwalu. 47. edycja zostanie odfajkowana. Tylko czy można traktować tegoroczne Jamboree poważnie?