Nazwisko Petera Jacksona do niedawna znane było głównie miłośnikom niskobudżetowych horrorów. Takich, jakie ogląda się na wideo w męskim gronie ze skrzynką piwa i workiem chipsów, komentując chóralnym śmiechem kolejną scenę, w której coś komuś odgryziono.
Swój pierwszy film, "Bad Taste" z 1987 r., Jackson wykonał środkami całkowicie amatorskimi, po prostu bawiąc się kamerą z przyjaciółmi. Jest to opowieść o inwazji kosmitów na małe miasteczko w Nowej Zelandii. Fabuła jest tu jednak tylko pretekstem do pokazania serii zgonów tak monstrualnych, że aż na swój sposób strasznie zabawnych.
Na użytek filmów Jacksona wymyślono określenie "splatstick" będące zbitką dwóch innych gatunków filmowych - "splatter", odmiany wyjątkowo krwawego horroru (słowo pochodzi od onomatopeicznego odgłosu, jaki wydaje z siebie kawałek mięsa rzucony na ścianę), oraz "slapstick", czyli komedii o tym, jak ludzie się zabawnie potykają i przewracają.
Najsłynniejszym filmem tego gatunku jest "Martwica mózgu" Jacksona (1992), opowiadająca z kolei o tym, jak do Nowej Zelandii przywieziono dziwne nowo odkryte zwierzątko będące skrzyżowaniem małpy i szczura. Jego ukąszenie, niestety, zmienia ludzi w zombi. Film chwilami jest autentycznie przerażający, ale nie brak tam scen takich, jak np. walka księdza z zombi na cmentarzu, które - o ile ktoś zniesmaczony nie przerwał seansu po kwadransie - muszą budzić rozbawienie.
Swoimi niskobudżetowymi filmami Jackson szybko zwrócił na siebie uwagę Hollywood, ale reżyser nie chciał tam jechać - wolał, gdy Hollywood przyjeżdżało do niego. "Splatstickowe" filmy Jacksona wylansowały w Hollywood nowozelandzką szkołę efektów specjalnych - bardzo tanich, a jednak robiących wrażenie na ekranie.
Utworzona dzięki pierwszym filmom Jacksona nowozelandzka firma WETA Workshop zasłynęła z tego, że za bardzo niewielkie pieniądze potrafi "wyczarować" na planie fantastyczne stworzenia czy zaskakujące efekty. Początkowo WETA zapraszana była do niskobudżetowych projektów, takich jak seriale o Xenie i Herkulesie.
Dziś ta sama wytwórnia kreuje prawdziwą magię wielkiego ekranu w takich superprodukcjach, jak "Władca pierścieni" czy "Opowieści z Narnii".
Podobną ewolucję przeszedł sam Jackson. Jego pierwszym poważnym filmem był dramat psychologiczny "Niebiańskie stworzenia" (1994), oparta na faktach opowieść o dwóch dziewczynkach pogrążonych w świecie fantazji, które w końcu dokonują rzeczywistej zbrodni. Następny horror Jacksona, "Przerażacze" (1996), miał już zwykły (czytaj: wysoki) hollywoodzki budżet i zawierał już efekty specjalne potem wykorzystane w "Władcy pierścieni".
Swoimi filmami "splatstickowymi" Jackson pokazał, że bez budżetu umie zrobić porządne efekty. Teraz chciał pokazać, że dysponując hollywoodzkim budżetem, może zrobić coś, na co dotąd nikt w Hollywood się nie odważył - zrealizować monumentalne dzieło J.R.R. Tolkiena "Władcę pierścieni".
Pisarz sprzedał prawa do ekranizacji w nagłej potrzebie finansowej (musiał zapłacić zaległe podatki), przekonany był jednak, że tak czy siak nikt tego nigdy nie nakręci - za trudne, za długie, za nudne dla typowego pożeracza popcornu. Miał rację, przez 30 lat prawa do ekranizacji wędrowały z jednej wytwórni do drugiej, ale niewiele się w związku z tym działo (jeśli nie liczyć zapomnianej wersji animowanej z lat 70.). Dopiero Jackson dokonał niemożliwego.
Reszta jest historią - ekranizacja Tolkiena przyniosła Jacksonowi trzy Oscary i mnóstwo innych nagród. Po tym sukcesie mógł już zrobić, co chce. Postanowił więc zrealizować "King Konga" - film, który sprawił, że jako dziecko zaczął kręcić swoje pierwsze nieme filmy kamerą 8 mm, w którym walczyły ze sobą plastelinowe figurki.
Czy mógł wtedy przewidzieć, że za trzy dekady wróci do tego samego projektu, ale już dysponując największym budżetem w historii kina - 207 mln dol.?
Następnym projektem Jacksona ma być adaptacja powieści Alice Sebold "Lovely Bones" (wydanej u nas jako "Nostalgia anioła"), której narratorem jest zamordowana i zgwałcona dziewczyna obserwująca z zaświatów dalsze życie swoich najbliższych i swojego oprawcy. Film najwcześniej ukaże się na ekranach w roku 2007 i wtedy dopiero będzie można wrócić do najważniejszego pytania dręczącego dziś miłośników Jacksona - czy nakręci też "Hobbita", powieść Tolkiena rozgrywającą się przed "Władcą pierścieni"?