Bożonarodzeniowe albumy jazzowe zazwyczaj nie grzeszą rozmachem. Ich żywot trwa kilka tygodni, bo ich zawartość i kameralność mają współgrać z intymnością świąt. Ale nie tym razem. "Christmas Songs" Diany Krall to typowa superprodukcja z udziałem wielkiego big-bandu, orkiestry smyczkowej i wybornych aranżerów.
Krall, etatowa kolekcjonerka nagród, z Grammy na czele, czegokolwiek się dotknie, przemienia w złoto i... platynę. Zdziwiłbym się, gdyby "Christmas Songs" nie podzieliły losu innych jej platynowych albumów jeszcze przed świętami. To płyta stylowa. Jej producenci (oprócz Krall, na co dzień żony Elvisa Costello, za tę stronę odpowiada sam Tommy LiPuma) genialnie połączyli soczyste aranżacje porywające demonicznym swingiem (np. "Santa Claus Is Coming To Town", "Let It Snow" czy "Jingle Bells") z interpretacjami kameralnymi, w konwencji small combo, oczywiście z pierwszoplanową Krall w roli wokalistki i pianistki. Pojawiają się też tematy oparte na pastelowych barwach smyczków i klasycznych instrumentów dętych. Nie da się ukryć, że "Christmas Time Is Here" (Vince Guaraldi/Lee Mendelson) i "Have Yourself A Merry Little Christmas" (Ralph Blane/Hugh Martin) brzmią jak nostalgiczny hołd dla nieodżałowanej Shirley Horn.
Docenić należy kunszt The Clayton-Hamilton Jazz Orchestra, na czele której stoją bracia Claytonowie: Jeff - saksofonista i John - kontrabasista oraz Jeff Hamilton - perkusista. Gdy trzeba, zalewają nas blaskiem efektownie brzmiącej blachy, przywodząc na myśl najlepsze orkiestry ery swingu, aby po kilku chwilach w niełatwych aranżacjach grać w estetyce zespołów Gila Evansa i Dona Sebesky'ego. Po prostu majstersztyk, materiał na kanon świątecznego swingu. Jeśli szukaliście bezpiecznego prezentu pod choinkę, to go znaleźliście.
Christmas Songs
Diana Krall feat. The Clayton/Hamilton Jazz Orchestra
Verve