Albo mamy kolejny szturm niechętnych Polsce mediów zachodnich, które - zapewne sterowane - starają się osłabić naszą pozycję w Europie, pokazując jako wiernych wasali Ameryki. W pierwszym wypadku nie tylko uczestniczymy w wątpliwej moralnie wojnie, w której nie o broń chemiczną, lecz tylko o ropę chodziło. Tu rządzący mogą się tłumaczyć, że Amerykanie nabrali pół świata. Gorzej już z wytłumaczeniem losów wspaniałych kontraktów, które miały wynagrodzić nam ofiary, jakie ponosimy w Iraku. A zupełnie niewytłumaczalna byłaby zgoda na wykorzystywanie nas jako kolejnej bazy Guantanamo (amerykański obóz wojskowy na Kubie, gdzie w bardzo ciężkich warunkach więzi się kilkuset członków al Kaidy), w którym łamie się prawa człowieka.
Jeśli mamy do czynienia z atakiem mediów, sytuacja jest równie niebezpieczna, bo nowy rząd od początku nie miał na zachodzie najlepszej prasy. Teraz przyszłoby mu zbierać razy jeszcze nie za swoje winy.
Dlatego musimy działać natychmiast. Widzimy, jak premier z każdym dniem uczy się polityki zagranicznej. Teraz przyszedł czas na pierwszy poważny egzamin. Mam nadzieję, że rządzący wiedzą, iż nie wystarczy powywijać szabelką, podnieść antyeuropejską histerię czy wpaść w święte oburzenie. Tu trzeba działań dużo bardziej profesjonalnych i zdecydowanych. Wszak gra idzie o wielką stawkę. O bezpieczeństwo nas wszystkich.
Należy też postawić kolejne trudne pytania. W imię czego polscy żołnierze mają ginąć w nie naszej wojnie? Czas wracać.