Z siekierą do muzeum

Towarzyszy człowiekowi całe życie. Na początek kołyskę, a na koniec trumnę trzeba czymś zrobić - mówi Adolf Kudliński, który zebrał już 1250 siekier i chce otworzyć muzeum

Dlaczego akurat zbiera te narzędzia? - Bo to przecież kraina latających siekier - śmieje się Kudliński, który mieszka niedaleko Bodzentyna w Świętokrzyskiem. - Tu od XIII w. świnie bili siekierami - dodaje. Wykupuje je na złomowiskach w Skarżysku, Suchedniowie i Kielcach. Kamienne siekiery przywiózł z wykopalisk archeologicznych na Słowacji. Prawie wszystkie oprawił już w drewniane trzonki, znajomy pomaga mu je malować. Będą od stycznia eksponowane w niewielkim zameczku, który Kudliński zbudował sobie na łące niedaleko Bodzentyna.

O siekierach Kudliński mógłby opowiadać bez przerwy. Dzieli je na służące do rąbania, łupania, krzesania, ścinania. Twierdzi, że wśród tych 1250 nie ma dwóch identycznych. Najstarsza w jego kolekcji jest siekierka z ok. 1720-30 lat. - Szwejcowana jest. Z jednego kawałka stali kowal ją skuwał. A teraz to wszystkie są odlewane - objaśnia.

Siekiery i kuźnia nie są jedyną atrakcją w gospodarstwie Kudlińskiego. Kontynuując tradycję przodków, zajmuje się ziołolecznictwem. Produkuje m.in. ćmagę świętokrzyską, eliksir z ziół i wina na dolegliwości żołądka i dróg oddechowych.