Przy wciąganiu silikonowych skarpet czy koszulek należy bardzo uważać, by nie narazić Michała na ból. Dopiero potem można delikatnie włożyć mu polar i spodnie. Chłopiec już wygrał jeden mecz o życie. Teraz toczy się mozolna walka, by mógł normalnie chodzić, jeść, a przede wszystkim spojrzeć w lustro i zobaczyć w nim siebie sprzed wypadku.
Połowa sierpnia. Wakacje zbliżają się ku końcowi. Za dwa tygodnie Michał ma zacząć naukę w pierwszej klasie. W domu przygotowany tornister i podręczniki. Na szkolny debiut czeka w szafie biała koszulka. Rodzice chłopca postanowili, że ostatnie dni laby spędzi z dziadkami w Lipnicy, w letniskowym domku kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi.
- Zbudowaliśmy go wspólnie z teściami właściwie dla synka - mówi mama Michała Małgorzata Sroczyńska.
Telefon obudził ich w środku nocy. - Zdarzył się wypadek, ale waszemu synowi nic się nie stało. Jest tylko poparzony. Przyjeżdżajcie - mówił jeden z sąsiadów. Kiedy na złamanie karku pędzili do Lipnicy, nie spodziewali się, że będą musieli zmierzyć się z taką tragedią.
Przebieg wydarzeń znają tylko z relacji Michała. On nie może zapomnieć. - Obudziłem się, bo było mi bardzo gorąco. Obudziłem też dziadka - mówi chłopiec słabym głosem.
To dziadek wyniósł go na rękach z płonącego domu. Tylko dlatego, że tulił wnuka do siebie, ogień nie oparzył chłopcu klatki piersiowej. To być może uratowało mu życie. Mężczyzna, gdy tylko postawił Michała na ziemi, wrócił do środka po żonę. - Krzyczałem do niego: "Dziadziuś nie idź tam, nie idź. Babci też nie dało się uratować".
Chłopiec leżał przed domem. Piżamka wtopiła mu się w skórę, ale on nie czuł wtedy bólu. Pamięta, że nagle zrobiło mu się przeraźliwie zimno. Karetka zabrała go do najbliższego szpitala. Tam przyjechali rodzice. - Jeszcze mówił do nas. Zadawał pytania. Potem trzeba było podłączyć go do respiratora - opowiada Piotr Sroczyński.
Lekarze zaczęli szukać szpitala, który podjąłby się leczenia chłopca. Po kilkudziesięciu nerwowych minutach okazało się, że Michał pojedzie do Katowic, do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki. Inne nie miały wolnych respiratorów, a zaczęły liczyć się już sekundy. Małego przetransportowano helikopterem ratunkowym, który rodzice gonili autem.
Chłopczyk ma za sobą 12 operacji. Każdy zabieg trwał średnio siedem, osiem godzin. Każdy był niezwykle ryzykowny i obciążał organizm, ale dawał większe szanse na powrót do normalności. - Macie syna twardziela - powiedzieli im chirurdzy.
Już może zginać palce u rąk i wchodzić po schodach, powolutku, przystawiając nogę do nogi. Nawet spróbował kopać z tatą balon. - Do tej pory zasypiał z taką małą piłeczką. Trzymał ją pod poduszką jak talizman - uśmiecha się pani Małgorzata.
Tylko ściany izolatki, w której leżał, wiedzą, ile łez wypłakał, ile cierpienia znosił Michał, gdy bolała go nawet myśl o jakimkolwiek ruchu. Otwieranie ust, by czegoś się napić, było torturą, utrzymanie ołówka w palcach trudną do wyobrażenia męką. A przecież w szpitalu, który na trzy miesiące stał się ich domem, zaczął chodzić do szkoły. Ściany ozdabiają pięknie wykonane przez niego kolorowanki, a szpitalna nauczycielka Beata Molenda z dumą pokazuje pierwsze napisane przez niego literki. Każda była okupiona ogromnym wysiłkiem.
Na parapecie z dnia na dzień przybywało książek, pluszaków i świętych obrazków wciskanych przez Małgosię między szybę i ramę okna. Czuwały nad Michałem w jego codziennej walce.
- Dziś goją się blizny, choć ta najważniejsza wciąż tkwi w jego głowie - mówi pani Małgorzata. Jeszcze w nocy budzą go koszmary, jeszcze krzyczy i wzywa pomocy. Wtedy tuli go, przegania potwory cichym i łagodnym głosem.
Michał wrócił już do swojego mieszkania w Łodzi, stęsknionego królika i plakatów Jerzego Dudka, który jest jego idolem. Przed chłopcem jednak wiele lat zabiegów plastycznych, wymagających nie tylko cierpliwości, ale i pieniędzy. Miesięcznie na same maści rodzice Michała muszą wydać 4 tys. zł!
Pielęgnacja Michała jest niezwykle żmudna. Codziennie, zanim przejdzie mękę ubierania, musi zostać umyty i wysmarowany specjalnymi kremami. Maść należy delikatnie nałożyć na zabliźnioną skórę i jeszcze delikatniej wklepać. Od dokładności i wytrwałości zależy zdrowie Michała. Kremem trzeba pokryć każdy skrawek ciała. Cieniutka jak pergamin skóra może się przerwać, a to może zniweczyć cały dotychczasowy wysiłek. Nie można nawet na moment przerwać rehabilitacji. Zaniechanie ćwiczeń całkowicie unieruchomi chłopca.
Małgorzata i Piotr każdy grosz przeznaczają na leczenie synka. Bardzo trudno im było przełamać się i poprosić o pomoc dla Michała, ale dla niego są właśnie w stanie zrobić wszystko.
Popatrzcie na Michała ich oczami.