Jak przychodnie rodzinne oszczędzają kosztem pacjentów

Przychodnie rodzinne oszczędzają na chorych. Średnio pacjentowi zlecają zaledwie 0,18 badania w miesiącu - wynika z danych zebranych przez NFZ. Najoszczędniejsze poradnie w ciągu pół roku nie zleciły żadnemu swojemu choremu np. EKG czy badania moczu

Przychodnie rodzinne dostają z NFZ za każdego zapisanego do nich ubezpieczonego ryczałt (ok. 70 zł na rok) bez względu na to, czy pacjent przychodzi do lekarza i czy zleca mu się jakiekolwiek badania. O tym, że poradnie oszczędzają i nie zlecają pacjentom badań diagnostycznych, mówi się od dawna. Dopiero teraz jednak zebrano konkretne dane. Śląski NFZ policzył wszystkie badania, jakie zlecono w ciągu pierwszego półrocza we wszystkich 693 poradniach rodzinnych, z którymi ma kontrakty. Liczono każde badanie osobno, choć często, jeśli już chory dostaje skierowanie, to na kilka badań naraz.

Okazuje się, że statystyczny pacjent poradni rodzinnej - z katalogu zawierającego 62 różne badania - w ciągu pół roku ma zlecane zaledwie jedno (ściśle 1,1, czyli 0,18 na miesiąc). Liczba badań nie zależy ani od wielkości zakładu, ani od tego, czy jest prywatny, czy też publiczny. "Czynnikiem decydującym jest wyłącznie rzetelność i uczciwość lekarzy oraz właścicieli zakładów" - piszą autorzy opracowania.

Okazuje się jednak, że rzetelnych nie ma zbyt wielu, a najbardziej oszczędni zlecają badania co 50. a nawet co 100. pacjentowi.

W sprawozdaniach nadsyłanych do NFZ niektóre przychodnie przyznają się, że swoim pacjentom w ciągu pół roku nie wykonały ani jednego EKG. Takich jest aż 20! Cztery nie mają na koncie ani jednego badania moczu, cholesterolu czy cukru. Wśród nich są przychodnie, w których leczy się po kilkanaście tysięcy pacjentów. - Może to być skutek bezmyślności osób składających sprawozdanie. W przeciwnym wypadku taką przychodnię należałoby natychmiast zamknąć - mówi Aleksander Brzęska, naczelnik wydziału podstawowej opieki zdrowotnej w śląskim NFZ.

Dane z analizy, choć dotyczą tylko Śląska, pokazują wady całego systemu zdrowotnego. NFZ próbował wpływać na liczbę zlecanych badań i wprowadzić do kontraktów z poradniami zapis o tym, że 10 proc. kwoty za leczenie mają obowiązkowo przeznaczać na diagnostykę. Zaprotestowało jednak Porozumienie Zielonogórskie i z zapisu zrezygnowano.

- Nigdy nie zdarzyło mi się powiedzieć lekarzowi, żeby nie zlecał choremu badania, bo trzeba oszczędzać - tłumaczy Teresa Gilowska z Porozumienia Zielonogórskiego, współwłaścicielka przychodni. - Bezwzględnie przestrzegamy tego, co jest dla pacjenta dobre. Jasne jest jednak, że musimy też liczyć koszty. Fundusz obniżył stawki, a wiele poradni ma większość starszych pacjentów. Oni często przychodzą do lekarza i domagają się wielu badań, czasami niepotrzebnych.

Nie wiadomo, czy teraz fundusz wróci do propozycji zapisania obowiązkowej kwoty na badania. Chciałby tego Bolesław Piecha, wiceminister zdrowia. - Takie rozwiązanie sprawdziło się w Czechach - mówi.

- Raport śląski jest analizowany - dodaje Renata Furman, rzeczniczka NFZ.

- Sztywny zapis o kwotach na badania to niedobry pomysł. Lepiej zastosować zasadę kija i marchewki. Z jednej strony podnieść stawki za leczenie w poradniach rodzinnych. Z drugiej, lepiej kontrolować i przykładnie karać te poradnie, które nie zlecają badań - komentuje Andrzej Sośnierz, były dyrektor Śląskiej Kasy Chorych.