Łzy wylewane przez sławne aktorki podczas wystawnych gal i ceremonii są najczęściej przesadne i zbyt dramatyczne, bo wyreżyserowane. Jednak kiedy pochodząca z Republiki Południowej Afryki aktorka Charlize Theron spotkała się w marcu ubiegłego roku z Nelsonem Mandelą, przywódcą walki z segregacją rasową, do oczu napłynęły jej autentyczne łzy. - Był pan dla mnie inspiracją - mówiła wzruszona. Równie wzruszony Mandela mówił: - Dzięki pani ludzie, którzy nie wiedzieli, gdzie leży RPA, wreszcie się dowiedzieli.
Były dysydent, a potem prezydent RPA, mówił oczywiście o fakcie, że Theron otrzymała ubiegłorocznego Oscara za najlepszą rolę kobiecą w filmie "Monster". Zagrała w nim seryjną zabójczynię Aileen Wuornos. Filmowa historia była oparta na faktach - mieszkająca na Florydzie Wuornos porzucona przez matkę i zgwałcona przez dziadka w wieku 9 lat została zmuszona do prostytucji. W 1990 r. zastrzeliła siedmiu klientów, za co w 2002 r. została stracona za pomocą śmiertelnego zastrzyku.
Theron - była baletnica i modelka - wzbudziła tą rolą podziw, bo kompletnie zmieniła swój wizerunek. - Musiała nie tylko zagrać zniszczoną przez mężczyzn, a przez to okrutną postać. Musiała się także odpowiednio ucharakteryzować i przytyć, tracąc wiele ze swej nieprzeciętnej urody, przekształcając się w "potwora".
Z drugiej strony Theron mogła z własnego doświadczenia rozumieć emocje i nerwy granej przez nią bohaterki. Kiedy miała 15 lat, jej matka w trakcie domowej awantury zastrzeliła pijanego i agresywnego ojca.
Główną rolę zagrała też w filmie science fiction "Aeon Flux" opartym na kreskówce pokazywanej w MTV. Zainkasowała za nią zainkasowała 10 mln dol. Film na polskich ekranach zobaczymy w przyszłym roku.