Czy ławnicy są potrzebni w polskich sądach

Ponad 1150 ławników wprowadzonych do sądów przez partie polityczne nadal może sądzić. Takie są konsekwencje wtorkowego wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości chce zlikwidować instytucję ławników albo zmarginalizować ich rolę

W sądach jest ok. 43 tys. ławników. Pomagają wydawać wyroki m.in. w sprawach karnych, pracowniczych czy rozwodowych. Dwa lata temu, gdy skończyła się ich czteroletnia kadencja i rady gmin wybierały nowych ławników, do sądów trafiły m.in. osoby rekomendowane przez partie polityczne. W Warszawie najwięcej swoich kandydatów zgłosiły SLD i LPR. Ale burzę wywołali radni podstołecznego Konstancina-Jeziorny. Do jednego z warszawskich sądów rejonowych wybrali trzy osoby polecane przez PSL.

Wybór ten zakwestionował wojewoda mazowiecki - stwierdził, że konstytucja nakazuje, żeby wymiar sprawiedliwości był apolityczny. Radni z Konstancina odpowiadali, że ówczesne prawo o sądach nie zakazywało partiom zgłaszać swoich kandydatów.

Sprawę miał osądzić wojewódzki sąd administracyjny, ale zawiesił ją, bo zadał pytanie prawne TK: czy upolitycznione rady gmin mogą wybierać ławników i w ten sposób wpływać na obsadę sądów. Zdaniem WSA radni mogą wkraczać w konstytucyjnie zagwarantowaną niezawisłość i niezależność sądów, tym bardziej że na ich decyzje środowisko sędziowskie nie ma wpływu.

- Ławnicy to wyraz wpływu społeczeństwa obywatelskiego na wymiar sprawiedliwości - bronił wczoraj w Trybunale obecnych zasad poseł Ryszard Kalisz (SLD) reprezentujący Sejm.

Trybunał miał podobne zdanie i orzekł, że przepisy o wyborze ławników są zgodne z konstytucją.

Teraz sąd administracyjny sam będzie musiał wyjaśnić, czy partie mogły zgłaszać swoich ławników. TK tego nie wyjaśnił, bo sąd o to nie zapytał.

Od października obowiązują nowe przepisy. Zakazują partyjnej rekomendacji, ale będzie je można stosować dopiero za dwa lata, gdy skończy się kadencja ławników.

Tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości zastanawia się, czy w sądach w ogóle są potrzebni ławnicy. - Problem z ławnikami polega na tym, że sędziowie uzyskują bardzo niewielką z ich strony pomoc, a wykładamy na ich istnienie kilkadziesiąt milionów złotych rocznie. Najczęściej zachowują się biernie, zdarza się też, że ich aktywność jest przejawem niekompetencji - mówi wiceminister sprawiedliwości Andrzej Kryże. W trwającym kilka lat procesie dotyczącym afery FOZZ ławnicy nie zadali oskarżonym ani stronom żadnego pytania.

Ministerstwo chce zaproponować dwa projekty: likwidację instytucji ławników (obchodzi się bez nich np. Holandia) albo ograniczenie ich udziału w procesach.

Na likwidację musi jednak zgodzić się aż 307 posłów, bo konieczna byłaby zmiana konstytucji, która gwarantuje udział "czynnika społecznego" w sądach. PiS musiałby szukać sprzymierzeńców.

- Czy radykalnie uciąć w tej sprawie łeb? To chyba byłoby rozwiązanie nieszczęśliwe. Na pewno powinien zmienić się mechanizm wybierania ławników. To powinni być losowo wybierani do każdej sprawy obywatele po wstępnej weryfikacji. Mieliby obowiązek uczestniczyć w rozprawach, zwalniać się z pracy. Wzorem może być ława przysięgłych w Stanach Zjednoczonych. Byłoby to tańsze - uważa Julia Pitera (PO), wiceprzewodnicząca sejmowej komisji sprawiedliwości, w 2003 r. wchodziła w skład zespołu Rady Warszawy, który rekomendował wybór ławników z ok. 6 tys. chętnych.

Wojciech Małek, rzecznik stołecznego sądu okręgowego, podobnie widzi kierunek zmian.

Ryszard Kalisz nie wyklucza poparcia dla zmian.