Ambitne plany MEN, czyli chaos w szkołach

Ambitne plany, brak informacji, zdenerwowani rodzice. Kolejna reforma polskich szkół może skończyć się potwornym bałaganem. Ministerstwo edukacji chce we wrześniu 2006 r. posłać obowiązkowo pięciolatki do przedszkola. A za dwa lata do szkoły mają iść sześciolatki. Resort wyliczył: musi przygotować dodatkowe miejsca dla 183 tys. dzieci - to obecne czterolatki, które nie chodzą do przedszkola. Policzono, że nawet jeśli ze szkół odejdą szóstoklasiści i tak w podstawówkach i przedszkolach zabraknie miejsc aż dla 88 tys. dzieci. I nikt nie potrafi powiedzieć, co się z nimi stanie.

Sam pomysł wcześniejszego pójścia do szkoły zbiera pochwały: - Świetnie. Jeśli pięcioletnie dziecko wcześniej nauczy się przebywać w grupie, walczyć o swoje, rozwiązywać konflikty, później będzie mu łatwiej. Nawet najlepsza babcia nie nauczy przebywania wśród rówieśników - uważa Krystyna Smolińska, dyrektorka Przedszkola Misia Czarodzieja w Warszawie. Na tym zachwyt się kończy: - Bo polskie szkoły nie są przygotowane na uczenie sześcioletnich dzieci - stwierdza Mirosława Marciniak, dyrektorka SP nr 1 w Łodzi.

Po pierwsze: tłok w przedszkolach

W każdym mieście są przedszkola, które już pękają w szwach. Placówki nie pomieszczą pięciolatków, które zostaną do nich obowiązkowo przysłane. - Mam stale ponad setkę dzieci. Podobnie jest w przedszkolach na Gocławiu czy Ursynowie - mówi Krystyna Smolińska, dyrektorka przedszkola na Pradze Południe. Halina Chaber, dyrektorka warszawskiej SP nr 100 szacuje, że jeśli będzie musiała uczyć w pierwszej klasie jeszcze sześciolatków, zabraknie jej dwóch sal. Trzeba będzie uczyć na zmiany.

Po drugie: nie wiadomo, jak uczyć sześcio- i siedmiolatki w jednej klasie

Trzeba je uczyć inaczej. - To wyzwanie dla szkoły. Sześciolatek nie usiedzi w ławce. Koncentruje się krócej na jednej rzeczy. Musi mieć dłuższe przerwy i poznawać świat przez zabawę. Jeśli posadzimy je w ławkach, zabijemy ciekawość świata i chęć do nauki. Gdy w klasie spotkają się te dwie grupy, trzeba uczyć indywidualnie - przestrzega Krzysztof Klajs, psycholog. Anonimowa przedszkolanka: - W tym wieku naprawdę są duże różnice w rozwoju. Potrzeba małych grup. A nie po 25 dzieci. Nauczyciel, nawet gdyby stanął na głowie, nie ma możliwości poświęcenia czasu każdemu.

Po trzecie: szkoły nie są przystosowane do małych dzieci

- Nie mamy mebli do sal i kolorowych pomocy potrzebnych do zajęć z sześciolatkami - wylicza kolejną bolączkę Halina Chaber. W sali do nauki sześciolatka nie może po prostu stać rząd ławek. Musi być dywan i materac do leżenia. Bo dzieci często odpoczywają. Ważne są też kolory. Przedszkola i zerówki toną w barwach. - A nam daleko do tych kolorowych szkół na zachodzie Europy, w których rzeczywiście dzieci zaczynają naukę od szóstego roku życia - przyznaje dyrektorka Chaber.

Po czwarte: sześciolatki spotykają na przerwie 15-latki

Wiele podstawówek jest dziś połączonych z gimnazjami i ich dyrektorzy zachodzą w głowę, co zrobić, by sześcioletnie maluchy nie wpadały na przerwie na 15-letnich młodzieńców. - Budynek dzielimy z gimnazjum i pracujemy na dwie zmiany. Jak dojdą sześciolatki, to aby zapewnić im bezpieczeństwo, dzień pracy będzie się musiał wydłużyć - prognozuje Mirosława Marciniak, dyrektor SP nr 1 w Łodzi. Małe dzieci tak naprawdę potrzebują osobnego korytarza. Nie reagują na dzwonki. Przerwy robi się, gdy są zmęczone.

Po piąte: szkoły i przedszkola nie wiedzą, jak uczyć

- Nie wiemy, jak przygotowywać pięciolatka do nauki w szkole ani jak uczyć sześciolatki - przyznają dyrektorzy. To problem, bo poziom rozwoju i wiedzy dzieci jest różny. Zdarzają się pięciolatki, które potrafią pisać, i sześciolatki, które nie znają liter. Mirosława Marciniak, dyrektorka SP nr 1 w Łodzi, zastanawia się nad zatrudnieniem do sześciolatków nauczyciela z przedszkola. - Ci, którzy pracują w podstawówkach, mają zupełne inne metody - uważa dyrektor SP nr 1 w Łodzi. - Sześciolatek uczy się przez obraz. Musi wszystkiego dotknąć. Chodzić po klasie.

Po szóste: są miejsca, gdzie nie ma przedszkoli i przedszkolanek

W Dziadkowicach w woj. podlaskim nie ma w ogóle przedszkola. Takich gmin jest w Polsce 800. - Mogę założyć przedszkola przy podstawówkach. Ale nie mam pieniędzy, by zatrudnić nauczycieli. Ciężko będzie też rodziców na wsiach namówić, żeby posłali pięciolatki do przedszkola - mówi Marian Skomorowski, wójt Dziadkowic. A właśnie na wsiach przedszkola najbardziej się przydają: - Zdarza się, że sześciolatki ze wsi dopiero w szkole widzą książkę na oczy - mówi Ewa Rościszewska z Fundacji Rozwoju Dzieci im. Komeńskiego.

W wielu europejskich krajach dzieci już rozpoczynają naukę w wieku sześciu lat. Tak jest w Belgii, Irlandii, na Węgrzech, w Holandii, Francji, Austrii, na Słowacji. W Wielkiej Brytanii do szkoły idą już pięciolatki.

Czy sześciolatki są gotowe żeby pójść do pierwszej klasy?