Wystawa, która likwiduje muzeum

Przegląd polskiej sztuki najnowszej w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. W drugiej odsłonie cyklu "W samym centrum uwagi" sztuka kontestuje instytucje galerii, wystawy, wreszcie artysty. Co z tego ma widz?

Zbigniew Libera po raz pierwszy od 1996 r. mógł zrobić wystawę w CSW. Ale nie chciał. Odmówił otrzymania "sali" i wypełnienia jej swymi najnowszymi pracami. Wstawił za to swoją książkę do księgarni prowadzonej w Zamku Ujazdowskim przez niezależną firmę.

W CSW od wczoraj można oglądać pokazy kilku polskich artystów debiutujących po 1989 roku: grupy Azorro, Andrzeja Czarnackiego, Grzegorza Sztwiertni, Oskara Dawickiego. Ze swoim performancem przez cały rok o różnych porach będzie się też pojawiał Cezary Bodzianowski, który w salach Zamku Ujazdowskiego przeczyta po kawałku "Zamek" Kafki.

To druga odsłona wystawy "W samym centrum uwagi", której pierwsza część została otworzona 3 listopada. Wtedy Paweł Althamer i Artur Żmijewski również odmówili zrobienia wystaw. Zamiast tego zaprosili znajomych i nieznajomych, by swoją twórczością wypełnili kilka pomieszczeń na górnym piętrze Zamku. Akcja ciągle trwa.

Tropem Żmijewskiego i Althamera poszli inni artyści. Grzegorz Sztwiertnia prócz tego, że zaprezentował własną instalację i film, zaprosił też kilku swoich studentów, by pokazali swoje prace. Oskar Dawicki w oddanej mu do dyspozycji części Zamku zrobił wystawę z zamierzenia "złą". Zatytułowana jest "?" i składa się z prac, z których każda ma jakiś rodzaj ułomności. Złote ramy są tak ciasno zbite, że spomiędzy nich wystaje tylko fałdka szarego płótna. W kącie stoi rusztowanie z 55 lampek i reflektorów, które świecą w pustkę. Jest też film wideo robiony z perspektywy wnętrza lodówki, w której ktoś trzyma książki. Tytuł "To nie jest lodówka" odnosi się do obrazu René Magritte'a "To nie jest fajka", który przedstawiał fajkę i który jest najsłynniejszym na świecie rebusem bez rozwiązania. Obok w salce ukryte jest wideo, na którym artysta, płacząc, przeprasza widzów, na wypadek gdyby wystawa im się nie spodobała.

To wystawa-skecz, wystawa-parodia, zabawna, melancholijna i niedająca grama nadziei na jakiekolwiek przeżycie artystyczne. Ale nie jestem pewna, czy to z siebie artysta się natrząsa. Na celowniku ma raczej co innego - zasady, na których pokazuje się dzisiaj sztukę. Martwa jest konwencja wystawy i instytucja, która tej konwencji używa. Martwota płynie z wystawiania i z bycia oglądanym.

Z tą martwotą muzea i artyści różnie sobie radzą. Mogą, jak Dawicki, pokazać śmieszność konwencji, ale mogą też zadziałać z zewnątrz. Nie wchodząc do instytucji, która jest przedmiotem krytyki.

Jak Libera. Bo on z żadnym przedmiotem sztuki, z żadną choćby efemeryczną akcją nie pojawił się w CSW. Po prostu wstawił do księgarni prowadzonej przy CSW świeżo wydaną książkę "Co robi łączniczka", której jest współautorem razem z poetą Darkiem Foksem.

Foks zaproponował tematykę, Libera zrobił kolaże, potem Foks napisał tekst. Powstał amalgamat, gdzie narracja plastyczna zlepia się z literacką, jeśli w ogóle można tu mówić o narracji. Teksty Foksa i kolaże Libery ułożono tak, że tekst i obrazek są na sąsiadujących stronach. W książce są 63 krótkie utwory, w każdym występuje tytułowa łączniczka, która snuje wspomnienia. Rzecz dzieje się w czasie wojny, możemy się domyślać, że chodzi o II wojnę światową. Ale narracja pod koniec każdego krótkiego utworu nagle trafia wprost w czas współczesny.

Pod koniec każdego opowiadania (wyjątkiem jest ostatnie) wzrok łączniczki "pada na strzęp kolorowego magazynu dla kobiet wroga", a cytaty z tego tajemniczego "magazynu dla kobiet wroga" brzmią jak wyimki z naszych kolorowych pisemek kobiecych.

Ilustracje Libery są równoległe z tym literackim montażem. Też mają budzić wątpliwość co do tego, gdzie się dzieją i kto na nich występuje. Libera zrobił kolaże. Postacie słynnych aktorek (Jean Seberg, Gina Lollobrigida, Maria Schneider, Sophia Loren, Monica Vitti) z filmowych fotosów wpasowane zostały w wojenne zdjęcia Warszawy, w scenerię powstańczych ruin. Ostrość jest specjalnie "zgubiona", raster miejscami za gruby, kontury niewyraźne.

Bo tu nie chodzi o wojnę. Chodzi o obraz i słowo. O zdjęcie i tekst. O to, że opowiadanie odbija się od swego przedmiotu, toczy gładko po powierzchni i spada w pustkę.

U Foksa każda rzecz jest stereotypowa - wyobrażenia o wojnie i język, którym się o niej mówi, rola kobieca (łączniczka) i role męskie (major, porucznik, partyzant, mityczni "chłopcy"). W tekście Foksa pobrzmiewa znana nuta jakby zaczerpnięta z polskiej prozy powojennej, która na gorąco próbowała uchwycić smak i zapach wojennych miesięcy, klimat podchodów partyzanckich, aresztowań, strachu i dumy. Niektóre frazy mają rytm znany z prozy Szczepańskiego.

U Libery też nie ma obrazu bez stereotypu. W żadnym obrazie nie ma nic autentycznego. Książka powstała niedługo po otwarciu Muzeum Powstania Warszawskiego i jest na nie odpowiedzią. Odpowiedź brzmi: nie da się opowiedzieć o historii. Wystawienie tej książki w CSW nabiera innych znaczeń. Jeśli dziś nie da się stworzyć wiarygodnej narracji o czasie dawnym, bo każda jest w jakiś sposób zamazana, zafałszowana, w jaki sposób tworzyć narrację o teraźniejszości?

I taki właśnie problem ze sztuką ma współczesna galeria - nie jest w stanie opowiedzieć o sztuce. Wystarczy, że jakąś rzecz przeniesie się do jej wnętrza, zaczyna zdawać się czymś sztucznym, zadającym kłam rzeczywistości, która jest na zewnątrz.

"Co robi łączniczka" to nie jest ostatnie słowo Libery. 8 grudnia zapowiada promocję nowej książki, następnie artysta wstawi do księgarni przy CSW kolejną swoją książkę zatytułowaną "Czekan Trockiego" (ukaże się w Paryżu w wydawnictwie One Star Press), a w lutym nastąpi wydanie czegoś, co Libera nazywa "Książką" - jest to zbiór wszystkich tekstów, jakie do tej pory ukazały się o nim w prasie.

Rzeczywiście, wygodniej jest wziąć książkę do domu, niż chodzić od ściany od ściany na wystawie. Gdy konwencja się wyczerpuje, to jeszcze trochę trwa dzięki sile rozpędu. I dlatego jeszcze robi się wystawy. Ale klasyczna muzealna narracja o sztuce się rozpadła, co empirycznie pokazał Oskar Dawicki, to samo wyłożył Zbigniew Libera, już nawet nie próbując robić żadnego galeryjnego spektaklu. To bardzo ciekawe doświadczenia, ale CSW będzie chyba musiało się po nich rozwiązać.

W samym centrum uwagi

grupa Azorro, Cezary Bodzianowski, Andrzej Czarnacki, Oskar Dawicki, Zbigniew Libera, Grzegorz Sztwiertnia. Kuratorzy: Jarosław Suchan, Grzegorz Borkowski, Paweł Polit, Łukasz Ronduda

CSW, 29 listopada - 8 stycznia