Listę 21 agentów SB działających na Uniwersytecie Jagiellońskim w latach 80. opublikowała w środę "Gazeta Polska" na podstawie materiałów przekazanych przez IPN Barbarze Niemiec, działaczce podziemnej "S". Przed dwoma laty otrzymała status pokrzywdzonej.
Po publikacji dwóch dziennikarzy lokalnych mediów, którzy znaleźli się na liście, przestała pełnić dotychczasowe obowiązki. Wczoraj rzecznik prasowy UJ Leszek Śliwa potwierdził, że władze uczelni wystąpią do IPN o udostępnienie listy współpracowników SB. Oceni ich komisja rektorska ds. etyki nauczycieli akademickich.
Czy Barbara Niemiec miała prawo do upublicznienia tych nazwisk? Zgodnie z ustawą o IPN pokrzywdzony może ujawnić nazwiska agentów, którzy na niego donosili. Ale Barbara Niemiec otrzymała nie własną teczkę (która została zniszczona), lecz materiały o inwigilacji jej środowiska, czyli podziemnej "S" na UJ.
Antoni Dudek, naczelnik wydziału badań naukowych IPN: - Różnie można to interpretować. Jak ktoś szkodzi całej strukturze, szkodzi też każdemu z jej członków. Osobiście jestem przeciwnikiem publikacji list, w których nie różnicuje się odpowiedzialności poszczególnych osób i stawia się je w tym samym świetle. Jedni agenci byli przecież mało szkodliwi, inni śmiertelnie niebezpieczni - mówi. - Uważam, że osoby ujawniające nazwiska agentów powinny opatrywać to informacjami, co która z osób rzeczywiście robiła - dodaje.
Jego zdaniem sporne sprawy powinien rozstrzygać sąd - osoba, która czuje się niesłusznie uznana za agenta, może przecież wystąpić przeciw IPN.
Barbara Niemiec nie próbowała weryfikować odpowiedzialności poszczególnych osób. - Za taką weryfikację odpowiada IPN - mówiła nam wczoraj.
Jaki będzie los dwóch dziennikarzy lokalnych mediów: Roberta Żurka z Telewizji Kraków i Włodzimierza Zaparta z "Gazety Krakowskiej", których IPN wskazał jako współpracowników SB?
- Zapart będzie u nas pracował. Nie chcemy wydawać wyroków. Zapowiedział, że zwróci się do IPN o materiały na swój temat, abyśmy mogli lepiej ocenić i zrozumieć jego rolę w tamtych czasach - mówi Marek Zalejski, redaktor naczelny "Gazety Krakowskiej". - Trzy dni przed publikacją listy przyszedł do mnie i potwierdził, że będąc studentem, przez rok był tajnym współpracownikiem SB. I sam poprosił o zwolnienie ze stanowiska szefa działu informacji.
W ogólnie dostępnej publikacji IPN "Stan wojenny w Małopolsce. Relacje i dokumenty" jest napisane, że oficer prowadzący agenta "Leszka" [kryptonim Zaparta - red.] przez rok spotkał się z nim tylko dwa razy.
W telewizji sytuacja jest niewyjaśniona. Dziennikarz "z listy" przebywa na zwolnieniu lekarskim. Również wystąpił do IPN o udostępnienie mu materiałów.
Prof. Tomasz Gąsowski z UJ, który jednocześnie członkiem Fundacji Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego, zapowiada listę kolejnych 51 agentów działających na UJ, o odtajnienie których wystąpił już do IPN.
Janusz Kurtyka, szef krakowskiego IPN: - Ani Uniwersytet ani Fundacja nie dostaną tych nazwisk. Według zapisów ustawy o IPN prawdziwą tożsamość agentów mogą poznać tylko pokrzywdzeni.