O czystości politycznych szeregów - komentarz

Dwie sprawy sądowo-rządowe się ostatnio nazbierały. Pierwsza - związana z ministrem środowiska.

- Wciąż uważam, że dopóki człowiek nie jest skazany, jest niewinny - ostatnio tej frazy użył minister środowiska Jan Szyszko, broniąc szefa swego gabinetu. Wcześniej tak mówili politycy SLD o swoich - choćby o Andrzeju Pęczaku. I nadal mogą tak o nim mówić, bo nie jest przecież skazany, tylko aresztowany. Wszyscy zaś ludzie aresztowani albo odpowiadający z wolnej stopy są w świetle prawa niewinni. Ale czy to znaczy, że dla jakiegokolwiek rządu mają być zapleczem kadrowym?

PiS przecież przywiązywał wielką wagę do czystości kadr. Prowadził staranną weryfikację stanu posiadania swoich polityków. Kazał się im tłumaczyć ze źródeł pochodzenia nie tylko własnego majątku, ale nawet majątku dorosłych dzieci. Więc zapewne ów szef gabinetu okaże się tak czysty, jak czysta będzie IV RP. Tylko że akurat w tej chwili jest oskarżony w dwóch sprawach dotyczących lewych interesów. I dlatego powinien przeczekać gdzieś tam w pakamerze - III RP, aż go sąd uniewinni.

I druga sprawa sądowo-rządowa. Ministra Zbigniewa Wassermanna premier powinien poprosić, aby zechciał się wycofać aż z dwóch spraw sądowych, które wytoczył obywatelom: wykonawcy swego prywatnego domu, temu od źle podłączonego jacuzzi, i teściowej wykonawcy.

Ministrowie PiS powinni odkleić się od sądów. Zwłaszcza ministrowie od sprawiedliwości, policji, służb specjalnych nie powinni procesować się z obywatelami. Znajdują się w pozycji uprzywilejowanej i nie powinni jej wykorzystywać. Tak robiły paskudy w III RP. W IV RP jacuzzi instalujemy sami, bez pomocy prokuratorów i sądów.