Po Marszu Równości

To władze lokalne powinny wskazywać organizatorom manifestacji miejsca na wyrażanie poglądów - proponuje zastępca prezydenta Poznania Tomasz Kayser. Organizatorzy sobotniego Marszu Równości pomysł kwitują krótko: karygodny.

Poznański urząd miasta rozesłał wczoraj do mediów list Kaysera, w którym czytamy m.in.: "Warto, aby Sejm rozważył możliwość zmiany obowiązującego w Polsce prawa poprzez umożliwienie prezydentom/burmistrzom wskazywania organizatorom publicznych zgromadzeń innych niż przez nich wybrane, miejsc na wyrażanie swoich poglądów. Obowiązujące w Polsce prawo nie przewiduje takiej możliwości". Czy władze Poznania przedstawią swój pomysł posłom? - Mam nadzieję, że posłowie czytają gazety i podchwycą pomysł - odpowiada Kayser. - Ale nie wykluczam, że wyślemy oddzielne pisma w tej sprawie - dodaje.

Skąd taki pomysł? Prezydent Kayser wyjaśnia: - Mam przekonanie, że wielu organizacjom chodzi nie tylko o wyrażanie poglądów, ale po prostu o znalezienie miejsca, które utrudnia interwencję policji. Tak pojawia się otoczka sensacji, co bardziej sprzyja eksponowaniu poglądów, bo przyciąga media.

- Pomysł, by władze wskazywały miejsce manifestacji, jest absolutnie karygodny - ocenia Agata Teutsch, jedna z organizatorek Marszu Równości, absolwentka Szkoły Praw Człowieka Fundacji Helsińskiej. - Jest też niezgodny z wszelkimi standardami dotyczącymi praw i wolności człowieka.

Pomysł powstał po sobotnim Marszu Równości zakazanym przez prezydenta Poznania. Mimo zakazu kilkuset młodych ludzi wyszło na główny deptak miasta. Demonstrację rozbiła policja. Zarówno ona, jak i urząd miasta przekonują, że organizatorom marszu proponowano inną formę i miejsce manifestacji.

W najbliższą sobotę w kilku miastach Polski mają się odbyć wiece poparcia dla poznańskiego Marszu Równości. Także w samym Poznaniu planowana jest pikieta z udziałem 250 osób. Ma się odbyć w centrum miasta, w miejscu, gdzie tydzień wcześniej rozbito marsz. Czy prezydent Poznania nie zakaże pikiety - jeszcze nie wiadomo.