Hey tworzy system

?Echosystem? grupy Hey - trzynaście nowych piosenek zespołu Katarzyny Nosowskiej, jednej z najoryginalniejszych polskich formacji rockowych, która konsekwentnie podąża własną drogą

Byli już wszystkim. Największą nadzieją polskiego rocka. Megagwiazdą, która w dniu premiery potrafiła sprzedać ponad 200 tys. egzemplarzy nowej płyty. Potencjalnie najlepszym eksportowym produktem polskiego rocka, który rzekomo był już tylko o krok od międzynarodowej kariery. Pierwszą i przy okazji najbardziej wyrazistą ofiarą wydania rodzimej sceny na pastwę bezwzględnego rynku muzycznego, bohaterem najsłynniejszego polskiego konfliktu wykonawcy z jego firmą płytową.

Hey to zespół po przejściach i wokalistka z przeszłością. Na szczyt popularności wyniosła go eksplozja polskiego rocka z początku lat 90. i światowa moda na grunge. Tej drugiej zawdzięczał sporo, choć szybko udowodnił, że nie jest tylko refleksem światowych trendów. Mimo to, gdy obie - i ta lokalna, i światowa - mody przygasły, przechodził zarówno załamanie popularności, jak i lekką zniżkę formy. Ostatnio ma jednak dobry czas. Skutecznie pozbierał się też po rozstaniu z Piotrem Banachem, który przez lata był najważniejszym muzykiem grupy. Obu stronom wyszło to chyba na dobre. Banach realizuje swoją wizję muzycznej niezależności (album "Wu-Wei"). A Hey wykształcił własny, rozpoznawalny styl, który pozwala mu intrygować fanów nawet bez wsparcia dawnego lidera.

Nie jest to trudne, skoro ma w swoim składzie Nosowską - wokalistkę obdarzoną ciekawym głosem i niezwykłą osobowość sceniczną. Ale także tekściarkę, która nagle wyrosła na etatową autorkę piosenek dla największych gwiazd -Krzysztofa Krawczyka czy Maryli Rodowicz.

Manifestacją siły tego nowego, odrodzonego Heya był wydany dwa lata temu album "Music Music". Świeże połączenie tekstów Nosowskiej z muzyką, w której odnaleźć można było zarówno echa czysto rockowych fascynacji grupy, jak i poczynań Becka, Björk czy wykonawców spod znaku post rocka czy avant popu. Ta niezwykle eklektyczna, ale jednocześnie spójna i demonstrująca własne, "heyowe" oblicze mieszanka robiła duże wrażenie.

Na "Music Music" grupa bawiła się trochę ze słuchaczem. Na "Echosystemie" zespół pokazuje inną twarz. Ta płyta nie mieni się aż tyloma barwami, nie jest ak misterną układanką z niezliczonej ilości puzzli. Nie jest też tak dopieszczona jak pełne nowoczesnych brzmień "Music Music". Tym razem Hey postawił na rockową ekspresję i surowe dźwięki, które przywołują na myśl muzykę sprzed kilku dekad.

To bardzo gitarowa płyta. Momentami wręcz jazgotliwa, chociaż jednocześnie melodyjna. Czasami można odnieść wrażenie, że niektóre piosenki na "Echosystemie" są swoistą interpretacją tego, co dzieje się we współczesnej muzyce rockowej, odpowiedzią na całe to zjawisko zwane szumnie i trochę na wyrost "nową rockową rewolucją". Oczywiście bez przesady - Hey ma własny styl i bezkrytyczne zapatrzenie w nowe mody mu nie grozi. Ale właśnie dzięki takiej pozycji może spokojnie pozwalać sobie na dyskretne komentowanie kierunku, w którym zmierza muzyka rockowa. Stąd w takich utworach jak "W imieniu dam", "A Ty?" czy "SOS" można się doszukać pokrewieństwa z poczynaniami The Strokes czy The Hives. Ale jednocześnie grupa udowadnia, że potrafi zbudować świetną piosenkę na postgrunge'owym riffie ("Luli lali"), odrobinę swingującym rytmie ("Leżę tu, leżeć chcę") czy zabawie z lekko folkowo-countrowymi schematami ("Mimo wszystko"). "Echosystem" to nieustający dialog z rockową tradycją - dlatego w świetnym skądinąd "Na wieczność" usłyszymy organy kojarzące się z "Riders On The Storm" The Doors, a riff finałowego "Nie wierzę" pachnie trochę psychodelicznym "Fresh Garbage" hippisowskiej grupy Spirit.

A gdzie w tym wszystkim Nosowska? Po językowych szaleństwach na "Music Music" (przypomnijmy choćby znakomite "Mehehe") wokalistka Heya tym razem raczej wtapia się w zespół, niż wychodzi przed szereg ze swoimi tekstami. Do płyty prostszej pod względem muzycznym dopasowała też prostsze, operujące bardziej oczywistymi skojarzeniami teksty.

Bawi ją poezja kryjąca się w najbardziej kolokwialnych sformułowaniach. "To piekło nie raj/Tutaj się kończy świat/Piekło nie raj/Tutaj zawraca czas" - śpiewa w otwierającym album "To tu". "Nie nazywaj mnie/kukiełką, kotkiem swym/lepiej milcz/żaden ze mnie ptyś/żadna ptaszkomysz/lepiej milcz/Do cholery/spróbuj wbić do łba/ja na imię Kaśka od kołyski mam" - deklaruje w "W imieniu dam", które z przekomarzania się z mężczyzną przeradza się w feministyczną deklarację siły. Ta łatwość Nosowskiej w kreowaniu liryki z językowej codzienności najbardziej widoczna jest w nastrojowych, bardziej osobistych utworach. W chyba najpiękniejszym na płycie "Byłabym", gdy śpiewa: "Jesień trwa/rdzawych liści czas/kaloszy, peleryn i mgły". Albo w "Ty, ty, ty": "Gdy przyjdzie przysposobić do kochania inne/z początku obce, szorstkie, zimne/ciało/znów mi do głowy przyjdziesz ty".

- My gramy i śpiewamy, a słowa i dźwięki pobrzmiewają echem w uszach tych, którzy wraz z nami tworzą pewien specyficzny ekosystem. I wychodzi z tego Echosystem - jedyny system, któremu warto ulec - tłumaczy Nosowska tytuł płyty. I trudno się z nią nie zgodzić.

Którą płytę zespołu Hey lubisz najbardziej?