Festiwal Pora Kryminału odbywa się dopiero po raz drugi, ale już jest jedną z ważniejszych pozycji w kulturalnym kalendarzu. Trudno dziś sobie wyobrazić, jak mogliśmy się dotąd obejść bez imprezy tego typu - to wszak jedyna okazja do podsumowania kondycji polskiej powieści sensacyjnej.
Częściową odpowiedzią na to pytanie może być to, że przez znaczną część lat 90. owa kondycja była taka, że zamiast debatować na jej temat na sympozjach, lepiej było już spuścić zasłonę miłosierdzia.
Wystarczy jednak spojrzeć na listę książek nominowanych do Nagrody Wielkiego Kalibru dla najlepszej powieści sensacyjnej 2004 ("Twierdza szyfrów" Wołoszańskiego, "Drzymalski przeciw Rzeczpospolitej" Baniewicza, "Foresta Umbra" Jaszczuka), by zobaczyć, że konkurencja robi się już ostra. Nagroda w wysokości 10 tys. zł ufundowana przez magazyn "Detektyw" wręczona będzie na zakończenie festiwalu w Krakowie.
Odbywać się on będzie równolegle we Wrocławiu, w Warszawie i Krakowie. Wszystkie te trzy miasta odwiedzi największa chyba gwiazda imprezy, rosyjski pisarz Borys Akunin, twórca bestsellerowej serii kryminałów o XIX-wiecznym moskiewskim detektywie Eraście Fandorinie.
Na festiwalowych imprezach spotkać też będzie można śmietankę polskich autorów powieści sensacyjnej, m.in. Marka Krajewskiego, autora serii mrocznych kryminałów o międzywojennym Wrocławiu, Bogusława Wołoszańskiego, który "Twierdzą szyfrów" pokazał, że o zmyślonych zagadkach XX wieku pisze barwniej nawet niż o rzeczywistych, a także Artura Baniewicza, płodnego i utalentowanego twórcę świetnie napisanych współczesnych czytadeł w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Kto mimo wszystko na festiwal nie dotrze, może się zadumać nad kondycją polskiej sensacji w domowym zaciszu - wraz z imprezą ukazał się tomik "Trupy polskie" zawierający kryminalne opowiadania inicjatorów i organizatorów imprezy (Irka Grina, Marcina Świetlickiego, Piotra Bratkowskiego, Witolda Beresia i Artura Górskiego). Poza tym w tomiku znalazły się też jednak utwory m.in. Joanny Chmielewskiej, Jacka Dukaja, Rafała Grupińskiego i Sławomira Shutego, a posłowiem opatrzył go Andrzej Stasiuk.
Już choćby po tych nazwiskach widać, że książka oferuje bardzo zróżnicowaną lekturę. Mamy tu przecież z jednej strony Joannę Chmielewską, klasyka polskiego "kryminału satyrycznego", której opowiadanie "Zapalniczka" utrzymane jest w opanowanej przez nią do mistrzostwa jeszcze w latach 70. konwencji łączącej lekką komedię obyczajową z intrygą typu "wszyscy jesteśmy podejrzani".
Z drugiej zaś - mamy opowiadanie "Ostatnie śledztwo wywiadowcy Gościńskiego" Rafała Grupińskiego, założyciela pisma "Czas Kultury", autora tekstów ważnych i mądrych, do opisania których nigdy nie użylibyśmy jednak słowa "lekkie". Jego mroczne opowiadanie o pedofilu grasującym w okresie międzywojennym na pograniczu polsko-niemieckim też na pewno nie pasuje do tego przymiotnika.
Zróżnicowanie dotyczy nie tylko nastroju tych opowiadań, także ich formy. Obok utworów z tradycyjną narracją mamy tu na przykład eksperyment formalny Jacka Dukaja, który na łamach pisma "Science Fiction" pisał opowiadania z cyklu "Alternatywna księgarnia", udające recenzje z nieistniejących książek, ale w rzeczywistości będące samoistnymi utworami literackimi: z bohaterem, intrygą, zaskakującą puentą itd.
Można więc pochwalić polski kryminał za różnorodność oferty. Był taki moment, kiedy polscy autorzy sensacji chcieli masowo imitować - a to MacLeana, a to Chandlera. To już przeszłość.
Do przeszłości należy też sytuacja, w której polski kryminał był namiastką publicystyki i reportażu, koncentrując się na tropieniu mrocznych zakamarków III Rzeczpospolitej w duchu filmów Pasikowskiego - w tym stylu utrzymane są tylko opowiadania "Teczka Glizdy" Marka Harnego i "Droga przez las" Shutego, ale co charakterystyczne, oba są raczej pastiszem tego stylu.
Traktowany sumarycznie - polski kryminał jest mało krwawy. Na 14 opowiadań mamy około 24 trupów (około, bo - jak to w kryminale - nie wszystkie zagadki wyjaśniono). A przecież Dukaj, Bratkowski i Świetlicki wzięli na warsztat temat seryjnego mordercy (Świetlicki przy tym sięgnął po rzeczywistego zbrodniarza Karola Kota, terroryzującego Kraków w latach 60.). Jak w poczciwych czasach Holmesa i Poirota w polskim kryminale dominuje więc schemat "jeden trup - jedno śledztwo - jeden utwór".
Tomik ten pokazuje jeszcze jedną cechę współczesnego polskiego kryminału, która już niekoniecznie każdego musi zachwycać. To skłonność do nadużywania metanarracji, czyli sytuacji, w których opowiadanie kryminalne opowiada o opowiadaniach kryminalnych. Bohaterowie często porównują tutaj swoje przygody do prozy Christie, Chandlera czy wręcz Umberta Eco, czasem w takich komentarzach sekunduje im też narrator.
W rozsądnej dawce taka metanarracja to zacna rzecz, ale tutaj występuje z utworu na utwór, każąc podejrzewać, że to coś w rodzaju gardy obronnej autorów, którzy jakby wstydząc się tego, że piszą prosty kryminał, chcą puścić oko do czytelnika. Niepotrzebnie - poziom tego tomiku dobitnie pokazuje, że pisanie kryminałów nie jest dziś żadnym powodem do wstydu.
"Trupy polskie" (antologia opowiadań), wyd. EMG 2005