Historię podłódzkich biznesmenów opisaliśmy rok temu. Jedni z najbogatszych Polaków opowiedzieli na łamach "Gazety", jak przez lata musieli opłacać się politykom. Ci w zamian obiecywali pomoc w legalizacji wybudowanych przez Gałkiewiczów największych w Europie hal targowych. - Przez lata byliśmy dojnymi krowami polityków z prawa i lewa - mówili nam bracia.
Wśród polityków, którzy "doili braci", mieli być Marek Klimczak, wówczas wiceprezydent Łodzi z SLD, i jego kolega partyjny Tomasz Rosłoński, szef komisji rozwoju i działalności gospodarczej łódzkiego samorządu. Zbigniew Gałkiewicz opowiedział nam, jak doszło do przekazania pieniędzy. - Spotkaliśmy się w gabinecie Krzysztofa Jagiełły [prezydent Łodzi ubiegający się wówczas o reelekcję, w końcu przegrał wybory z Jerzym Kropiwnickim - red.]. - Byłem tam z żoną i bratem, z drugiej strony oprócz prezydenta byli Klimczak i Rosłoński. Po spotkaniu na korytarzu Klimczak i Rosłoński powiedzieli, że potrzebują pieniędzy na kampanię prezydenta. Umówiliśmy się, że damy 50 tys. zł. Pieniądze przekazałem Rosłońskiemu na stacji benzynowej BP przy ul. Strykowskiej. Zaparkowaliśmy obok siebie, wziął kasę w brązowej kopercie, szybko odjechał.
Po rozmowie z nami Gałkiewiczowie poszli do ABW. Sprawą zajęła się prokuratura. Po roku śledztwa są pierwsi oskarżeni. Prokuratura Apelacyjna w Łodzi oskarżyła Klimczaka i Rosłońskiego o wzięcie od Gałkiewiczów 50 tys. zł łapówki. Dodatkowo obaj politycy odpowiedzą za tzw. groźby karalne - już po naszej publikacji i wszczęciu śledztwa mieli grozić biznesmenom.
Klimczak i Rosłoński zostali aresztowani w marcu. Wyszli jednak na wolność za kaucją - były wiceprezydent wpłacił 100 tys. zł, drugi podejrzany - 150 tys. zł. Obaj zostali zawieszeni w prawach członka SLD. Rosłoński jest nadal radnym, Klimczak prezesuje państwowej firmie (ostatnio na zwolnieniu lekarskim). Obu grozi do dziesięciu lat więzienia.
Kolejnymi oskarżonymi o branie (lub żądanie) pieniędzy od Gałkiewiczów mogą być:
Andrzej Pęczak, były poseł SLD aresztowany za wzięcie łapówki od lobbysty Marka Dochnala. Niedawno prokuratura postawiła mu zarzut wzięcia od Gałkiewiczów 10 tys. zł.
Mieczysław Wachowski, były szef gabinetu prezydenta Lecha Wałęsy. Jak ustaliła prokuratura, Wachowski obiecywał pomoc przy legalizacji hal za 1 mln zł.
Znany łódzki adwokat Jerzy P. - pośredniczył w rozmowach Wachowskiego z Andrzejem Gałkiewiczem.
ABW i prokuratura nadal sprawdzają, kto jeszcze "doił braci". Nam Gałkiewiczowie opowiadali, że byli "przymusowymi sponsorami" piłkarskiego zespołu Widzewa - maskotki lokalnych VIP-ów. Jak twierdzili, zostali nakłonieni do finansowania klubu przez Pęczaka, Andrzeja Pawelca (wówczas współwłaściciela klubu) oraz Mirosława Czesnego (wtedy działacza klubu, później wiceprezydenta Szczecina). Sponsoring miał pomóc w rozwiązaniu ich problemów z halami.
Śledczy badają też, czy współpracownicy prezydenta Łodzi Jerzego Kropiwnickiego brali od braci pieniądze na jego kampanię. Karol Chądzyński, Włodzimierz Tomaszewski [wiceprezydenci Łodzi, to o nich mówili Gałkiewiczowie - red.] oraz sam Kropiwnicki zaprzeczają zarzutom.