Milicja w Moskwie obawia się demonstracji

Szef moskiewskiej milicji domaga się zakazu demonstracji i pikiet w czasie grudniowych wyborów do moskiewskiej dumy. Tłumaczy to ?obawą przed terroryzmem?. - Jeśli wyniki będą fałszowane, to i tak wyjdziemy na ulice - ostrzega opozycja

Szef milicji Władimir Pronin chce, by zakaz zgromadzeń obowiązywał w Moskwie od 2 do 6 grudnia, czyli bezpośrednio przed wyborami (4 grudnia) i podczas ogłaszania ich wyników. - Mój wniosek leży już na biurku mera Jurija Łużkowa. Chcę, by wybory przebiegły spokojnie, a demonstracje mogliby wykorzystać terroryści - deklarował w mediach główny milicjant Moskwy. Inicjatywa Pronina pokazuje, że rosyjscy notable nadal nie otrząsnęli się po pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, podczas której masowe i spontaniczne demonstracje doprowadziły do uchylenia wyników wyborów zmanipulowanych przez władze. Grudniowe wybory wyłonią radę 10-milionowej Moskwy (i dwóch deputowanych w wyborach uzupełnijaćych do Dumy), która - choć nie ma dużych uprawnień - jest odskocznią do wielkiej polityki. Jej członkowie mają też dostęp do państwowych mediów, co dla opozycyjnych członków rady byłoby nie lada zdobyczą.

Rosyjska opozycja od kilku tygodni zapowiada, że w razie jakichkolwiek wątpliwości w sprawie wyników moskiewskich wyborów powtórzy - w mniejszej, moskiewskiej skali - scenariusz ukraiński. Wprawdzie trudno to sobie wyobrazić, bo niezależne sondaże przedwyborcze dają ogromną przewagę kandydatom kremlowskiej Jednej Rosji, ale nawet kilkunastotysięczne pikiety w Moskwie byłyby ciosem w międzynarodowy prestiż Rosji. Dlatego władze dmuchają na zimne: Władimir Pronin chce zakazywać demonstracji, a Centralna Komisja Wyborcza szkoli dziesiątki "niezależnych obserwatorów" werbowanych pośród członków prokremlowskiej młodzieżówki Nasi. - Są niezależni, bo niezależnie od przebiegu wyborów będą świadczyć, że wszystko było w porządku - kpią opozycjoniści.

Czy mer Jurij Łużkow pójdzie za radą szefa moskiewskiej milicji? Należy się raczej spodziewać, że wybierze kompromis i np. zakaże przed- i powyborczych demonstracji na głównych placach Moskwy. - Nie musi być fałszerstw przy zliczaniu głosów - mówi socjolog Jurij Andriejewicz. - Wystarczy ograniczanie dostępu opozycji do mediów oraz popularność Kremla w bogacącej się stolicy, by w moskiewską Dumę po wyborach ponownie zdominowali ludzie rządzącej Jednej Rosji