Ucieczka lekarzy z najuboższych krajów

Najuboższym krajom świata grozi katastrofa zdrowotna i humanitarna. Powód? Masowy odpływ lekarzy do bogatych państw - ostrzegają eksperci

Drenaż mózgów nie jest zjawiskiem nowym. Naukowcy i eksperci skuszeni wysokimi zarobkami i doskonałymi warunkami pracy opuszczają swoje rodzime kraje i ruszają na Zachód. O ile jednak odpływ fizyków czy biologów, pomimo niewątpliwego osłabienia sił intelektualnych danego kraju, nie stanowi zagrożenia dla zdrowia i życia jego mieszkańców, o tyle z lekarzami jest inaczej. "W tym przypadku proste rynkowe prawa popytu i podaży nie powinny działać. Konsekwencje wyjazdu lekarzy są bowiem natury etycznej" - alarmuje autor raportu opublikowanego w "New England Journal of Medicine" ("NEJM").

Biedni leczą bogatych

Siostra Rao (nazwisko zmienione) była jedną z pielęgniarek szkolonych w Indiach przez specjalistów z USA. Ona i jej koleżanki, dzięki funduszom przekazanym przez amerykańskie narodowe instytuty zdrowia, miały wziąć udział w pięcioletnim programie badań, profilaktyki i opieki nad nosicielami wirusa HIV i chorymi na AIDS. Jednak tuż przed rozpoczęciem programu siostra Rao oznajmiła swoim przełożonym, że odchodzi i wyjeżdża za granicę. Dostała lepszą ofertę pracy. Od kogo? Od Amerykanów.

W jej ślady może w najbliższym czasie pójść wiele innych pielęgniarek - przestrzegają na łamach "NEJM" Sreekanth Chaguturu i Snigdha Vallabhaneni - lekarze pochodzący z Indii, jednak obecnie również pracujący w USA. Rząd Stanów Zjednoczonych wprowadził bowiem ostatnio zmiany w przepisach, dzięki którym 50 tys. pielęgniarek i członków ich rodzin będzie mogło otrzymać wizy wjazdowe i pozwolenie na pracę w USA.

Jeszcze bardziej niepokojąca niż wyjazdy pielęgniarek jest emigracja

lekarzy - podkreśla Fitzhugh Mullan z George Washington University w Waszyngtonie. W raporcie porównał on dane ze Światowej Organizacji Zdrowia oraz uniwersytetów i szpitali USA, Wielkiej Brytanii, Kanady i Australii. Te cztery kraje stanowią główny cel wyjazdów. Mullan szacuje, że od 23 do 28 proc. wszystkich lekarzy pracujących w tych państwach to imigranci. Ogromna większość z nich (w przypadku Wielkiej Brytanii ponad 75 proc.) pochodzi z krajów ubogich. Na 20 krajów "eksportujących" do wielkiej czwórki swoich lekarzy dziewięć to biedne państwa Afryki Subsaharyjskiej i Karaibów.

Szpitale bez lekarzy

Najwięcej na Zachód wysyłają Indie, Filipiny i Pakistan. Choć państwa te do bogatych nie należą, szkolnictwo medyczne funkcjonuje w nich w miarę dobrze, a braki lekarzy są stale uzupełniane. To samo dotyczy nas. Według raportu obecnie w USA pracuje 2365 lekarzy wykształconych w Polsce, w Kanadzie jest ich 441, a w Australii 189. W samym tylko 2004 r. w Wielkiej Brytanii zarejestrowało się 500 lekarzy pochodzących z Polski - 30 razy więcej niż w roku poprzednim.

Co jednak powiedzieć o afrykańskiej Ghanie, gdzie na 100 tys. mieszkańców przypada zaledwie dziewięciu lekarzy. Mimo to Ghana stale ich eksportuje. Głównie do Wielkiej Brytanii, w której odsetek lekarzy przypadających na obywatela jest osiemnastokrotnie większy. Z powodu odpływu medyków w Ghanie zamknięto niektóre szpitale, bo nie miał w nich kto pracować.

Lekarze migrują też z Europy Wschodniej do krajów Unii Europejskiej oraz z Azji do Ameryki Północnej. Specjaliści wykształceni w Egipcie zasilają z kolei szpitale bogatych w ropę państw Zatoki Perskiej. Także Afryka Południowa nadrabia braki, ściągając profesjonalistów od biedniejszych afrykańskich sąsiadów.

"Wszystko to dzieje się w cieniu dziesiątkujących Czarny Ląd epidemii AIDS, malarii, zapalenia opon mózgowych czy głodu" - stwierdzają w komentarzu do raportu Lincoln Chen z Uniwersytetu Harvarda i Jo Boufford z New York University. "Już teraz, przy 600 tys. lekarzy, pielęgniarek i położnych opiekujących się 600 mln ludzi, kraje afrykańskie potrzebują co najmniej miliona dodatkowych pracowników służb zdrowotnych" - podkreślają. Niestety, przeszkadzają w tym bogate kraje ściągające do siebie lekarzy. Przykład? Stany Zjednoczone z populacją liczącą 5 proc. ludności Ziemi zatrudniają 11 proc. wszystkich lekarzy na świecie. Każdego roku amerykańskie uniwersytety opuszcza ok. 17 tys. absolwentów medycyny. Ta liczba nie zmienia się od lat, mimo że potrzeby są co najmniej o jedną trzecią większe (głównie w związku ze starzeniem się społeczeństwa). Dziura jest łatana przez lekarzy zza granicy.

Trzeba kształcić lekarzy

- Oczywiście nikomu nie można zabronić emigracji i nakazać życia w tym czy innym kraju. Wolność przemieszczania się jest jednym z podstawowych praw człowieka - komentują uczeni. Ich zdaniem kraje, które na to stać, powinny jednak zwiększyć liczbę uczelni medycznych i studentów. - Rząd USA obiecał 15 mld dolarów na walkę z AIDS, jednak większość tej sumy pójdzie na zakup lekarstw i opiekę nad chorymi. Podobnie Fundacja Billa i Melindy Gates, która na walkę z chorobami zakaźnymi przeznacza dziesiątki milionów dolarów, skupia się raczej na poszukiwaniu nowych technologii i odkryć naukowych mogących pomóc w walce z epidemiami. To podejście musi ulec zmianie. Przynajmniej część funduszy zgromadzonych na przeciwdziałanie AIDS należy zainwestować w kształcenie lekarzy i pielęgniarek w ubogich krajach - proponują Chen i Boufford.

Więcej o: