Komuniści z krajów b. ZSRR świętują rocznicę rewolucji październikowej

- Ręce precz od Mauzoleum Lenina! - krzyczeli oburzeni pomysłami pochowania mumii Wodza Rewolucji. Ale pogrzebu nie chce też cmentarz, na którym spoczywa matka Lenina

Ulicami Moskwy przeszło w poniedziałek 10 tys. demonstrantów pod wodzą Giennadija Ziuganowa, szefa partii komunistycznej. Jego partia jednoczy Rosjan tęskniących za bezpieczeństwem socjalnym z czasów ZSRR i potęgą państwa, które "współrządziło globem".

Wczoraj ich rozgoryczenie kapitalistyczną Rosją było większe niż zwykle. Dzień 7 listopada po raz pierwszy nie był bowiem dniem wolnym od pracy, a w mediach coraz częściej mówi się o pochowaniu zabalsamowanych zwłok Włodzimierza Lenina.

- Chcą nam odebrać ostatni symbol dobrobytu, ostatnią pamiątkę po wspaniałej przeszłości - tłumaczy swe oburzenie 60-letnia Waleria Iwanowna. Wraz z innymi wspomina czasy, gdy wszystkie moskiewskie młode pary tuż po ślubie składały kwiaty przed mauzoleum. Leninowi rzeczywiście grozi szybki pochówek. Postulowało to ostatnio dwóch wysokich kremlowskich urzędników, co zdaniem części komentatorów było sondowaniem reakcji społecznych.

Niewykluczone jest też jednak, że losy mumii to po prostu temat zastępczy dla urzędników i państwowych mediów. Sam Władimir Putin w 2001 r. publicznie sprzeciwił się pochowaniu Lenina i dotychczas nie wycofał się z tej deklaracji. Natomiast wedle sondaży za pochówkiem Lenina opowiada się 51 proc. Rosjan, ale jednocześnie 55 proc. przyznaje się do pozytywnego stosunku do przywódcy bolszewików (Ośrodek Baszkirowa). Postulat usunięcia ciała z mauzoleum nie zawsze łączy się bowiem z potępieniem samego Lenina. - Pochówek w ziemi jest zgodny z rosyjską tradycją. Mumie są dobre w Egipcie - argumentują Rosjanie.

Część historyków twierdzi, że sam Włodzimierz Lenin życzył sobie grobu sąsiadującego z mogiłą jego matki w Petersburgu. Sęk w tym, że zarząd cmentarza Litieratorskije Mostki sprzeciwia się pochówkowi bolszewika. - Komuniści zadepczą nam cmentarz procesjami, a skinheadzi będą bezcześcić mogiłę. Może nawet musielibyśmy go chronić przed wykopaniem przez prawicowych fanatyków - tłumaczą pracownicy cmentarza. Przestrzegają też, że pochówek nie byłby zgodny z rosyjską tradycją, bo "chyba nie znalazłby się duchowny gotowy odprawić modły nad tą mogiłą".

Z kłopotem na razie muszą się więc parać władze stołeczne. Wczoraj na placu Czerwonym urządziły paradę upamiętniającą 7 listopada 1941 r., kiedy radzieckich żołnierzy prosto spod Kremla wysyłano na front. Obchody stały się pretekstem, by na cały dzień zamknąć plac Czerwony wraz z Mauzoleum Lenina zarówno dla komunistów, jak i wrogów Wodza Rewolucji.

Święto obchodzili też komuniści ukraińscy. - Od rewolucji pomarańczowej do socjalistycznej! - skandowało w centrum Kijowa 10 tys. ludzi. Pod siedzibą prezydenta Wiktora Juszczenki krzyczeli: - Precz z Juszczenką! Domagali się też, by prezydent niezwłocznie przywrócił dniu 7 listopada status święta państwowego.

We Lwowie komuniści ustawili na cmentarzu żołnierzy Armii Czerwonej kamień pamiątkowy ku czci "niewinnych ofiar OUN-UPA". Przez milicyjny kordon przerwali się do nich młodzi członkowie organizacji nacjonalistycznych. Skandując: "Walizka, dworzec, Moskwa!", spalili czerwony sztandar i przewrócili kamień.

Rocznicę przewrotu bolszewickiego obchodziła też w poniedziałek Białoruś. Tutaj ten dzień od objęcia władzy przez Aleksandra Łukaszenkę jest ponownie świętem państwowym. Były uroczyste akademie, kwiaty pod pomnikami Lenina, prezydent otworzył też trzy nowe stacje mińskiego metra. Planowano, że będę one gotowe na 11 września, kiedy przypadają urodziny Feliksa Dzierżyńskiego, ale budowniczowie nie zdążyli i trzeba było poczekać na następną okazję.