W tym tygodniu premier spotka się ze wszystkimi klubami parlamentarnymi, aby przed czwartkowym exposé przedstawić im program rządu. Ale nie łudźmy się, że podstawą decyzji Samoobrony, LPR czy PSL będą owe "zgodności programowe", o których tyle mówią liderzy tych ugrupowań.
Andrzej Lepper postawił warunek minimum socjalnego w wysokości 800 zł i renegocjacji traktatu akcesyjnego, ale już zaznaczył, że takie minimum nie musi być od razu.
Premier Marcinkiewicz podczas spotkania z klubem Samoobrony będzie zapewniał, że na owe 800 zł złoży się wzrost pomocy socjalnej ze strony państwa m.in. na dożywianie ubogich dzieci. Premier zapewne odmówi renegocjacji traktatu akcesyjnego, ale jednocześnie zapewni, że zrobi wszystko, by poprawić konkurencyjność rolnictwa na rynku unijnym.
To wystarczy partii Leppera, która wie, że o wiele więcej zyska w przyszłości za swoje poparcie dla konkretnych decyzji rządu.
Marcinkiewicz zapewne podobnie będzie argumentował w dyskusji z LPR, która m.in. domaga się wprowadzenia "becikowego" dla nowo narodzonych. Premier zapewni posłów Ligi, że wprowadzi dodatki lub ulgi podatkowe dla rodzin posiadających dzieci i to powinno wystarczyć. Roman Giertych już zapowiedział, że trzeba dać pół roku rządowi Marcinkiewicza, by się sprawdził.
Gdyby w pierwszym kroku rząd PiS nie uzyskał wotum zaufania, inicjatywę tworzenia nowego rządu ma parlament.
Ta sytuacja stwarza ponownie szansę na powstanie koalicji PiS-PO. Jednak rząd większościowy to klęska dla Samoobrony i LPR czy PSL. Ich rola w Sejmie gwałtownie spadnie.
Jeśli jednak koalicja PO i PiS nie powstanie i w Sejm nie stworzy trwałej koalicji, to inicjatywa wraca do prezydenta. Będzie nim nadal do 23 grudnia Aleksander Kwaśniewski. PiS obawia się, że może on wskazać kandydata na premiera z Platformy.
A jeśli i on nie uzyska poparcia w Sejmie, to prezydent Kwaśniewski rozwiąże parlament i Polacy około 15 stycznia znów pójdą do urn.
A do przyspieszonych wyborów nie pali się żadna z partii, nawet PiS, które zapewne nie zyska bezwzględnej większości w kolejnym Sejmie.
Premier Marcinkiewicz wyraził wczoraj w TVP 1 w programie Krzysztofa Skowrońskiego nadzieję, że część posłów PO wyjdzie z sali. Wobec ubiegłotygodniowej decyzji klubu PO o głosowaniu przeciw rządowi to oświadczenie jest raczej próbą wywarcia dodatkowego nacisku na Samoobronę albo na LPR (że ich ewentualny sprzeciw może być jałowy, bo dzięki nieobecnym posłom PO rząd i tak przejdzie).
Do spotkania premiera z klubem Platformy ma dojść w środę. Marcinkiewicz ponownie tak jak do tej pory będzie deklarował, że drzwi do koalicji są otwarte oraz że jest gotów realizować wspólny program PO i PiS.
- Nie wiem, jak w przyszłości zachowa się PO, ale zapewne będzie trudno im głosować przeciwko swoim własnym pomysłom ograniczenia deficytu budżetowego czy reformy służby zdrowia - mówił w piątek podczas nieformalnego spotkania z dziennikarzami. Czyli premier liczy na "racjonalność" zachowań Platformy.
Czy takie gry parlamentarne pozwolą gabinetowi Kazimierza Marcinkiewicza przetrwać? Przypomnijmy, na podobnej kalkulacji opierał się wicepremier Jerzy Hausner w rządzie SLD, wierząc, że poparcie opozycyjnej Platformy Obywatelskiej umożliwi przeprowadzenie sanacji finansów publicznych. Jednak ostatecznie PO powiedziała "nie".
Innym zagrożeniem dla rządu Marcinkiewicza jest deklarowana przez PiS chęć oczyszczenia państwa. Jeśli takie instytucje jak urząd antykorupcyjny będą zajmować się dziedzictwem rządu SLD, to może liczyć na poparcie niemal całego Sejmu. Gdy w kręgu zainteresowań "czyszczących" znajdą się inne ugrupowania, np. Samoobrona, wówczas cała misterna kalkulacja wywraca się do góry nogami.
Ale w końcu rząd mniejszościowy to rząd podwyższonego ryzyka.