Decyzja Eriki Steinbach to bardzo ważny gest. Trzeba przyznać, że w tej sytuacji musimy polsko-niemiecką dyskusję o Centrum zacząć od nowa. Co więcej piłka jest teraz na naszej stronie boiska.
Z czego wynika niespodziewana gotowość Steinbach do kompromisu? Z tego, że jej pozycja na niemieckiej scenie politycznej bardzo osłabła, a ona jest tego całkowicie świadoma. Pytanie, jak na to zareagują Polacy. Dla mnie od początku było jasne, że trzeba było rozdzielić ideę upamiętnienia wypędzeń milionów Niemców i Polaków od osoby Steinbach i założonej przez nią fundacji Centrum przeciw Wypędzeniom. Te sprawy rozróżniał Aleksander Kwaśniewski, który w 2003 r. zawarł porozumienie z niemieckim prezydentem Johannesem Rauem w sprawie budowy sieci instytucji upamiętniających dramat wypędzonych.
Inaczej na sprawę patrzą politycy prawicy, którzy właśnie objęli w Polsce władzę i którzy odrzucają kwestie wypędzonych w całości. To bardzo źle rokuje na przyszłość.
Niemcy wyciągają do nas dłoń. Nie powinniśmy tego zignorować.