Program Mosaic to pierwsze badania porównujące w tak szerokim zakresie szanse dzieci urodzonych pomiędzy 22. a 31. tygodniem ciąży, czyli noworodków o skrajnie niskiej masie ciała. Przeprowadzono je w 2003 roku. Koordynatorem programu był paryski Narodowy Instytut Zdrowia i Badań Medycznych INSERM, a pieniądze na jego przeprowadzenie pochodziły z budżetu Unii Europejskiej.
Badaniami objęto Danię, Belgię, Francję, Niemcy, Włochy, Holandię, Hiszpanię, Anglię i Polskę. Na terenie tych krajów wyznaczono 10 regionów. Pod uwagę wzięto m.in.: Hesję, Lazio, Flandrię, Trent. W Polsce skoncentrowano się na Wielkopolsce i Lubuskiem. Sytuację badano tylko w tych regionach, ale za to bardzo szczegółowo, analizując wszystkie przypadki zbyt wcześnie urodzonych dzieci.
Na razie nie ma jeszcze raportu podsumowującego wyniki badań - ma on powstać w ciągu najbliższych tygodni. Dopiero wtedy będzie czas na szczegółowe analizy i wnioski. Specjaliści z regionów biorących udział w programie na razie tylko podczas sesji naukowych dyskutowali nad wynikami. "Gazeta" dotarła do nich jako pierwsza.
W Wielkopolsce i Lubuskiem w 2003 roku lekarzom nie udało się uratować 138 wcześniaków z 422, czyli prawie jednej trzeciej.
- Rodzi się u nas wprawdzie mniej więcej tyle samo wcześniaków między 22. a 31. tygodniem ciąży, co w innych krajach, ale najwięcej mamy dzieci o skrajnie niskiej masie ciała, czyli tych, które przychodzą na świat pomiędzy 22. a 25. tygodniem ciąży i ważą ok. 500 g - informuje prof. Gadzinowski, szef Katedry i Kliniki Neonatologii Akademii Medycznej w Poznaniu, placówki najlepiej wyspecjalizowanej na terenie województwa lubuskiego i wielkopolskiego, koordynator programu ze strony polskiej.
Co zrobić, by wcześniaków rodziło się mniej? - Przede wszystkim trzeba poprawić opiekę nad kobietami w ciąży. - Kiedyś wszystkie kobiety miały dostęp do Poradni K, a dziś nierzadko prowadzeniem ciąży zajmuje się lekarz rodzinny - zauważa profesor Grzegorz Bręborowicz, szef Katedry Perinatologii i rektor poznańskiej AM (przewodniczył polskiej ekipie ginekologów położników uczestniczących w programie). - Największy problem z dostępem do specjalistycznej opieki medycznej jest w małych miastach. Wskutek tego kobiety, które mają w ciąży problemy, najczęściej trafiają nie do wyspecjalizowanych szpitali, tylko do najbliższych ośrodków, które nie są w stanie zapewnić im odpowiedniej opieki - tłumaczy prof. Bręborowicz.
W Polsce niewiele jest zresztą wysoko wyspecjalizowanych szpitali - na całą Wielkopolskę i Lubuskie taka placówka jest tylko jedna. W niemieckiej Hesji, regionie porównywalnym, jest ich aż sześć.
Opinię o problemach organizacyjnych służby zdrowia potwierdza też prof. Gadzinowski: - Dzieci z zagrożonych ciąż powinny bezwzględnie przychodzić na świat w specjalistycznych szpitalach. Wtedy miałyby większe szanse - i dzięki lepszej opiece, i dzięki temu, że oszczędzono by im podróży do kliniki, a taka podróż jest dla nich bardzo niebezpieczna. Z programu Mosaic wynika, że w Polsce w mózgach wcześniaków częściej dochodzi do wylewów z naczyń krwionośnych i dotyczy to zwłaszcza dzieci przewożonych zaraz po urodzeniu. U tych wcześniaków takie krwawienia występują kilka razy częściej niż u dzieci, które przychodzą na świat u nas. Dlatego w sytuacjach zagrożenia matki powinny trafiać do naszego szpitala przed porodem - wyjaśnia prof. Gadzinowski. Powodów naszych nie najlepszych wyników trzeba też szukać w gorszej jakości życia. Jak wynika z zebranych danych, zależność jest tu oczywista: im biedniejszy kraj, tym gorsze wyniki w ratowaniu wcześniaków. - Do tego na oddziałach intensywnej opieki medycznej noworodków jest najmniej liczny personel. To oznacza, że pielęgniarki bywają po prostu przemęczone, a wtedy łatwiej o błąd - dodaje profesor.
Efekt: w 2003 r. w klinice poznańskiej Akademii Medycznej umarło prawie 100 wcześniaków, które przyszły na świat pomiędzy 22. a 31. tygodniem ciąży. W tym samym czasie uratowano 164 (w całym regionie 284 dzieci). Wśród nich były też dzieci urodzone między 22. a 25. tygodniem ciąży, czyli maluchy urodzone ze skrajnie niską masą ciała. - Ratowanie takich dzieci jest bardzo drogie i często nieskuteczne, bo wiele z nich z nich i tak umiera. W dodatku te, które przeżyją, często obciążone są poważnymi uszkodzeniami. Ale uważam, że o wszystkie trzeba walczyć - mówi prof. Gadzinowski. Jakie są efekty tych starań? - U nas spośród dzieci, które urodziły się między 22. a 23. tygodniem ciąży, umarło 98 proc., ale już spośród tych, które przyszły na świat między 24. a 25. tygodniem ciąży, uratowaliśmy prawie 25 proc. - mówi prof. Gadzinowski.
W Holandii natomiast śmiertelność noworodków urodzonych pomiędzy 22. a 25. tygodniem ciąży wynosi 100 proc., bo tam nie ratuje się ich wcale. Dlaczego? - To kwestia innej mentalności i innej kultury. Ale w ratowaniu dzieci urodzonych po 25. tygodniu ciąży Holendrzy mają wyniki lepsze niż nasze - tłumaczy profesor. - Mniej też rodzi się u nich dzieci na krawędzi przeżycia, bo ich opieka przedporodowa jest skuteczniejsza niż nasza.
Najlepsze wyniki w ratowaniu maluszków mają Niemcy: wśród noworodków, które przyszły na świat między 22. a 23. tygodniem, udało się uratować 10 proc., a spośród tych, które urodziły się między 24. a 25. tygodniem ciąży - ponad 75 proc!
Jak dowiódł program Mosaic, w Polsce rodzi się 3-4 razy więcej dzieci z poważnymi wadami niż w innych krajach. W 2003 r. wśród żywo urodzonych dzieci pomiędzy 22. a 31. tygodniem ciąży odsetek tych, które obciążone są wadami nie dającymi szans na przeżycie, wyniósł 1,7 proc., a w Polsce aż 4 proc.
Dlaczego? Bo w Polsce robi się niewiele badań prenatalnych. - Procedury mamy takie same jak na Zachodzie, ale takie badania są po prostu drogie, a NFZ nie ma pieniędzy na ich wdrażanie. Wskutek tego wady często wykrywane są zbyt późno, czasem dopiero w czasie porodu. Na dodatek dzieci z wadami częściej rodzą się przedwcześnie - mówi profesor Grzegorz Bręborowicz.
Kolejna przyczyna tak kiepskich statystyk to polityka antyaborcyjna. - W 2003 r. w regionie dokonano zaledwie dziewięciu legalnych aborcji (średnia dla pozostałych regionów Europy to ok.70) i tylko cztery spośród nich spowodowane były ciężkimi wadami płodu (w pozostałych przypadkach decyzję o aborcji podjęto ze względu na stan zdrowia matki lub gwałt).
W tym samym czasie w poznańskim szpitalu przyszło na świat 35 dzieci, których nie sposób było uratować. Większość z nich obarczona była ciężkimi wadami takimi jak skrajny niedorozwój płuc, brak nerek, brak przepony czy krańcowe wodogłowie. Reszta ważyła poniżej 500 g i też nie miała szans na przeżycie.