Japonia: nowy nacjonalistyczny rząd

Nominacje przypadły lojalistom Koizumiego, którzy go poparli w walce o reformę pocztową. Nie ucieszą one jednak sąsiadów Japonii, bo główne stanowiska zajęli zwolennicy wizyt w nacjonalistycznym sanktuarium Jasukuni

Najwięcej uwagi zwracają dwie postacie nowego rządu: minister spraw zagranicznych Taro Aso i główny rzecznik rządu Shinzo Abe. Są czołowymi politykami rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej, wspierali Koizumiego w reformie poczty, największej instytucji finansowej świata, i tak jak on modlili się w kontrowersyjnej świątyni Jasukuni, gdzie czczone są dusze ofiar wojny, wśród nich japońskich zbrodniarzy wojennych.

Za każdym razem, gdy Koizumi modlił się w Jasukuni, temperatura w stosunkach z Chinami i Japonią spadała o parę stopni. Ostatnia wizyta w październiku wywołała burzę. Pekin i Seul odwołały do końca roku oficjalne wizyty w Tokio. Nominacje nie ocieplą atmosfery.

Główny japoński dziennik "Yomiuri Shimbun" pisze, że gdy Koizumi zaproponował Aso ministerstwo, ten miał zapytać: - Czy taki jastrząb jak ja może być ministrem? - Dyplomacja i postawa jastrzębia świetnie idą w parze - odpowiedział mu podobno premier.

We wtorek Aso stwierdził, że poza sporem o Jasukuni stosunki z Chinami i Koreą są dobre. A w sprawie świątyni chciałby podjąć dialog. Ale jeszcze tego samego dnia rzecznik chińskiego MSZ Kong Quan odrzucił pomysł dialogu.

Nowy rzecznik rządu, 51-letni Shinzo Abe jest sekretarzem generalnym rządzącej partii. Jego dziadek Nobosuke Kishi był w czasie wojny członkiem gabinetu Hideki Todżo, a po wojnie premierem. On również broni wizyt w Jasukuni.

Analitycy nie wykluczają, że teraz obaj politycy złagodzą stanowisko. Obaj zamierzają bowiem walczyć o przewodnictwo w partii we wrześniu przyszłego roku po ustąpieniu Koizumiego. Będą więc musieli się liczyć z nastrojami społeczeństwa podzielonego niemal równo na pół w sprawie kontrowersyjnej świątyni.