Maria Ch. z Przegędzy koło Rybnika (Śląskie) szła na poranną mszę. Kiedy przechodziła przez główną drogę we wsi, potrąciła ją furgonetka. Kierowca wezwał policję i karetkę pogotowia.
Szybko zrobił się korek, ponieważ kobieta leżała na środku drogi. Nikt jej nie chciał przesunąć, bo mogła mieć poważne obrażenia wewnętrzne.
- Po kilku minutach usłyszeli jadącą na sygnale karetkę pogotowia. Byli przekonani, że to pomoc dla potrąconej - mówi komisarz Aleksandra Nowara, rzecznik rybnickiej policji.
Karetka przemknęła lewym pasem wzdłuż stojących w korku tirów, po czym, nie zwalniając, przejechała przez leżącą na drodze kobietę. Kierowcy byli zszokowani, nikt nie zapamiętał numerów rejestracyjnych ambulansu. Jego kierowca 200 metrów od miejsca tragedii wyłączył syrenę i pomknął przed siebie.
Chwilę potem na miejsc wypadku przyjechała druga karetka, której załoga stwierdziła zgon kobiety.
Śląska policja zaczęła gorączkowe poszukiwania pierwszej karetki. Ustaliła, że rano przez Przegędzę przejeżdżały dwa ambulanse z Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. Kierowcy zostali zatrzymani, a wozy poddane badaniom kryminalistycznym.
- Jeden z kierowców przyznał, że mijał na sygnale korek, ale twierdzi, że nie widział żadnej staruszki leżącej na drodze i nikogo nie przejechał - mówi Nowara. Dzisiaj policja przesłucha pacjentów, których wiozła karetka. Prokuratura zleciła sekcję zwłok kobiety. Patolodzy ustalą, czy zginęła już pod kołami furgonetki, czy też karetki pogotowia.