Niedawno do bramy krakowskiej firmy cukierniczej Wawel załomotał komornik. Zdumionemu zarządowi wręczył postanowienie sądu, na mocy którego na kilka dni aresztował wyprodukowane w zakładzie czekoladki z orzechami Michałki.
Firmę pozwała konkurencyjna spółka Michałek z Będzina, która upiera się, że ma wyłączne prawa do marki.
Cukiernicy biją się o znane od ponad 40 lat cukierki, bo na wyrobach rodem z PRL-u można dziś nieźle zarobić.
Od lat potentatem na rynku płynów do mycia naczyń pozostaje Ludwik. Firma Inco Veritas wprowadzała go na rynek w latach 60. XX wieku pod hasłem: "Ludwiku do rondla", które miało pokazać, że zmywać może nie tylko kobieta. Do dziś - według badań firmy SMG/KRC - z tego płynu korzysta ponad połowa gospodarstw domowych.
Wiernych fanów ma też Brutal, marka pod którą spółka Miraculum sprzedaje m.in. wodę kolońską i dezodoranty. Roczne obroty to 6-7 mln zł. Brutal - jak przed laty - pachnie głównie wysokoprocentowym alkoholem.
Przebojem Miraculum - 5 mln zł obrotów - jest też inny hit PRL-u, czyli Pani Walewska. Kosmetyki z tej serii cieszą się sporym uznaniem szczególnie w Rosji - firma zdecydowała się nawet otworzyć swoje przedstawicielstwo w Moskwie pod szyldem... Pani Walewska.
- Sukces w gospodarce wolnorynkowej odniosły te marki, które miały wystarczająco pieniędzy na promocję i profesjonalny marketing, np. wafle Prince Polo - komentują specjaliści.
Nieźle radzą sobie też produkty, które miały opinię wyrobów wysokiej jakości - sklepy AGD nadal mają w ofercie pralki i wirówki Frania.
"Kto na plaży leży blady, ten nie pije cytronady!" - krzyczeli kilkadziesiąt lat temu sprzedawcy w nadmorskich miejscowościach. Dziś o cytronadzie - pakowanym w foliowe woreczki napoju o smaku cytrynowym i jej starszej siostrze cytronecie - pamięta już tylko pokolenie 25 plus.
Na sklepowych półkach od kilku lat są za to butelki z PRL-owskim substytutem coca-coli, czyli polococtą oraz oranżadą.
Potencjał tej ostatniej odkrył kilka lat temu Zenon Sroczyński, właściciel kaliskiej firmy Hellena. Dzięki wprowadzeniu oranżady w krótkim czasie opanował 15-20 proc. rynku napojów. Dziś firma jest w upadłości, ale nie z powodu oranżady.
W podobnym okresie firma Junak Motor kosztem ok. 4 mln zł reaktywowała markę motocykli Junak.
"Polski harley" pojawił się po raz pierwszy w 1957 r. Przez dziewięć lat wyprodukowano prawie 100 tys. sztuk. Później produkcję wstrzymano.
Nowe junaki nie są już produkowane w kraju. Przyjeżdżają z Korei oraz Chin. Kosztują od 4,9 do 19 tys. zł. - Co rok sprzedajemy około 200 sztuk - chwali się Dariusz Rudnicki, szef przedsięwzięcia.
Ale lista marek czekających na ponowne odkrycie jest długa. Zdaniem Bartłomieja Serafińskiego, partnera w firmie marketingu strategicznego Stratosfera, ciekawym kandydatem może być sieć sklepów Baltona - dziś jeden z największych operatorów stref wolnocłowych w Polsce.
Serafiński uważa, że pod tą marką można by sprzedawać produkty kolonialne, wykorzystując logo marynarza i podkreślając, że są przywożone statkiem. Jakie? - Towary trudno dostępne, jak choćby orzechy brazylijskie - radzi Serafiński.
Z kolei na marce Pewex zdaniem specjalistów można zbudować sieć luksusowych sklepów. W czasach Gierka i Jaruzelskiego sieć ponad 300 sklepów była zaopatrzona w najlepsze towary, np. dżinsy Wrangler, coca-colę czy klocki Lego. Kupowało się tu za dolary i bony.
Jeszcze do 1990 r. Pewex miał 70-proc. udział w handlu takimi dobrami "luksusowymi". Mówiło się, że otworzy bank, zbuduje sieć hoteli i stacji benzynowych. Nic z tego jednak nie wyszło, a Pewex zajął się zarządzaniem nieruchomościami.
Marek Staniszewski, dyrektor strategiczny agencji reklamowej Euro RSCG, uważa, że świetnie dziś mogłyby się sprzedać dżinsy Odra. - Ale trzeba by sprzedawać je jako ekskluzywny produkt, doskonale zaprojektowany, o bardzo wysokiej jakości i cenie - mówi.
Staniszewski chciałby też reaktywować znane w PRL-u baterie Centra, które - według niego - dzięki sile marki mogłyby walczyć np. z Duracellem.
Kto kupowałby dżinsy Odra czy baterie Centra? Według specjalistów dzisiejsi 25-40-latkowie. Dlaczego? - Z jednej strony ta grupa odczuwa sentyment za PRL-em, a z drugiej - z tym okresem raczej nie ma przykrych wspomnień - tłumaczy Staniszewski.
Tą teorię po części potwierdzają wyniki sprzedaży Miraculum. Głównym konsumentem marki są mężczyźni w wieku 45-50 lat. Sięga po nią i młode pokolenie. - Ich zainteresowanie jest związane z modą na swego rodzaju ikony kultury - mówi Andrzej Kuźma. Uważa, że jest to podobne do popularności koszulek z wizerunkiem Che Guevary czy symbolami sierpa i młota.
Nowy - stary produkt powinien z jednej strony być całkowicie inny - dziś prawdopodobnie nikt nie wypiłby bez skrzywienia cytronety, a z drugiej musiałby nawiązywać do charakterystycznych cech tego wyrobu.
Problem jest tylko z uzyskaniem praw do marki. Często są one w posiadaniu przedsiębiorstw, które są na krawędzi upadku lub już upadły. Negocjacje z firmami, które dawno zaprzestały produkcji danego wyrobu, trwają też niezwykle długo. Junak Motor ze szczecińską firmą Polmo negocjował odkupienie praw do marki wiele miesięcy.
Czasami - tak jak w przypadku Michałków - nie jest jasne, do kogo należą prawa. Michałki weszły już do języka polskiego jako nazwa rodzajowa, jak krówki czy landrynki.