W czwartek odbyło się drugie z trzech głosowań na przywódcę partii Winstona Churchilla i Margaret Thatcher. W pierwszy i drugim głosują tylko posłowie ugrupowania, w trzecim - wszyscy zarejestrowani konserwatyści. I to oni w grudniu z dwóch pozostałych na placu boju kandydatów wybiorą zwycięzcę.
Cameron zdobył w czwartek 90 głosów, a drugi najpopularniejszy kandydat David Davis - 57 głosów. Sondaż opublikowany przez prawicowy dziennik "Daily Telegraph" wskazuje, że wśród wszystkich zarejestrowanych konserwatystów przewaga Camerona jest jeszcze bardziej miażdżąca. Poparło go mianowicie 59 proc. pytanych, podczas gdy Davisa tylko 15 proc., a trzeciego kandydata Liama Foksa, który odpadł w czwartek z wyścigu, 18 proc.
Zdaniem wielu komentatorów wybór Camerona będzie oznaczać rewolucję w brytyjskiej polityce nie tylko dla konserwatystów. Według komentatora "The Times" Petera Riddella laburzyści i liberalni demokraci "będą musieli przemyśleć swoje podejście", ponieważ nie będą już mogli straszyć społeczeństwa starymi torysami i przypominać ich porażki sprzed wyborów w 1997 r., gdy konserwatyści utracili władzę. "Jeśli laburzyści chcą zdobyć czwartą kadencję, będą musieli zacząć patrzeć do przodu, a nie do tyłu do lat 1992-97" - pisze Riddell.
Zdaniem tego komentatora prawie pewny następca Tony'ego Blaira w Partii Pracy Gordon Brown nie będzie miał łatwego zadania w wyborach w 2009 r. "Nie będzie już wyglądał świeżo, szczególnie jeśli do tego czasu zdarzą się turbulencje w gospodarce".
W najbardziej przykrej sytuacji znaleźli się proeuropejscy konserwatyści, których jest zdecydowana mniejszość. Żaden z pozostałych na placu boju kandydatów nie identyfikuje się z ich poglądami. Cameron jest przeciw wejściu Wielkiej Brytanii do strefy euro, a także za odebraniem Unii Europejskiej kompetencji w niektórych dziedzinach, a przywróceniem ich poszczególnym państwom. Twierdzi też, że konserwatywni deputowani do Parlamentu Europejskiego powinni wycofać się z klubu chadeków, obecnie największego w PE, ponieważ zasiadają tam zwolennicy integracji z wielu krajów. Taki krok mógłby spowodować marginalizację posłów konserwatywnych w PE.