Różnice wyznaniowe to fraszka: łączy nas po prostu wierność oryginałowi. Gorzej z doborem polskich odpowiedników greckich słów tekstu sprzed 2000 lat: chodzi m.in. o to, by mówić językiem naprawdę trafiającym do Polaków XXI wieku. Moi bibliści nie pozwalają sobie oczywiście na radykalne pomysły w rodzaju tłumaczeń na slang młodzieżowy i gwary regionalne, o których wczoraj napisała Katarzyna Wiśniewska, nie nazywają Maryi "najszykowniejszą frelką". Nie gorszę się jednak takimi inicjatywami, jak profesorowie z Rady Języka Polskiego PAN, którzy poprosili Episkopat o interwencję. Zgadzam się w pełni z cytowanym przez Wiśniewską abp. Nossolem, że trzeba dbać o pluralizm kulturowy. Mówiąc inaczej, Biblia nieczytana nikomu nie służy, a ludzie mówiący gwarą też ludzie i trzeba starać się ich zachęcić do świętej lektury. To tak jak z komiksami: mnie nie bawią, także te na tematy religijne, ale nie ja jeden jestem na świecie. A w każdym razie nie należy strzelać z wielkich armat i skarżyć się biskupom.