Kaczyński zabiega o poparcie związkowców

Demonstracja poparcia ?Solidarności" dla Lecha Kaczyńskiego na zjeździe związku w Białymstoku. - Nie pozwolę na liberalny eksperyment - obiecał związkowcom kandydat PiS na prezydenta

Huragan braw zerwał się, gdy Lech Kaczyński wczesnym popołudniem zjawił się w sali gimnastycznej gimnazjum w podbiałostockim Wasilkowie, gdzie wczoraj zaczął się zjazd "S". Takiej owacji zgotowanej politykowi przez związkowców nie było nawet za czasów AWS. - Chyba tylko poparcie dla Wałęsy w 1990 r. było równie żywiołowe - mówili starzy bywalcy zjazdów "S".

Kaczyńskiego poparła niedawno Komisja Krajowa "S". Nikogo więc nie zdziwiła informacja, że kandydat PiS pojawi się na zjeździe. To ewenement, bo od kilku lat związkowcy z zasady nie zapraszali polityków. A Kaczyńskiego nie widziano tu od 1991 r., gdy sam był związkowcem i przegrał walkę o przywództwo z Marianem Krzaklewskim.

Kaczyński mówił wczoraj dokładnie to, co "S" chciała usłyszeć. - Najlepsze lata życia spędziłem w związku. Nadal jestem jego członkiem. Jeśli zostanę prezydentem, wystąpię z PiS. Ale w "S" pozostanę! - zapowiedział. A po chwili dodał: - Mit, że mój konkurent [Donald Tusk] równie jak ja był człowiekiem "Solidarności", nie odpowiada do końca prawdzie, choć nie można zaprzeczyć, że był człowiekiem opozycji.

Kaczyński skoncentrował się na wykazaniu różnic między jego "solidarną" wizją Polski a wizją "liberalną" Tuska. - Mówi się o mnie, że przeciwstawiam wolność solidarności. Pod jakim względem? - pytał. - Czy ja żądam ograniczenia swobody wypowiedzi? Swobody tworzenia ugrupowań politycznych? Związków zawodowych? Czy zamierzam walczyć o to, by obywatele RP nie mieli w domu paszportów? Niczego takiego w moim programie nie ma. Chcę walczyć tylko z taką wolnością, która pozwala czynić krzywdę innym.

Czynieniem krzywdy jest - zdaniem Kaczyńskiego - rzekomo postulowana przez Tuska pełna władza pracodawcy nad pracownikiem. Kandydat PiS sprzeciwił się liberalizacji kodeksu pracy, promowaniu samozatrudnienia, ograniczania praw związkowych. Wywołał aplauz, obiecując wzmocnienie nadzoru nad stosunkami pracy i zaostrzenie kar za łamanie praw pracowniczych. Ma to być jedna z jego pierwszych inicjatyw legislacyjnych. Sprzeciwił się również postulowanemu przez PO zrównoważeniu budżetu w ciągu trzech lat. Zdaniem Kaczyńskiego oznaczałoby to obniżenie emerytur: - Jeśli ktoś dostaje 800 zł, zmniejszy mu się do 500-600 zł.

- Liczę, że będziecie jedną z sił budujących model Polski solidarnej, w której jest też miejsce dla przedsiębiorców, ale pamięta się, że wolność nie dotyczy wyłącznie ich - zakończył Kaczyński. - Gabinet przy Krakowskim Przedmieściu [w Pałacu Prezydenckim] będzie dla was otwarty.

Szef "S" Janusz Śniadek odwdzięczył się ciepłym słowem: - Ten aplauz dowodzi, że Lech jest jednym z nas. Twoja wizja Polski jest naszą wizją. Dziękujemy ci, Leszku. Dzięki tobie w tych wyborach "S" ma na kogo głosować!

Skąd takie poparcie dla Kaczyńskiego, który jeszcze na początku tego roku nie wykazywał entuzjazmu do współpracy ze związkiem? Pytani o to w kuluarach delegaci różnie odpowiadali: "Najbliżej nam do niego", "Nie chcemy liberała", "Z braku laku". Niektóre regiony aktywnie zaangażowały się w kampanię Kaczyńskiego, inne są wstrzemięźliwe. - To się źle skończy. Tyle razy biliśmy już brawo politykom, a potem byliśmy kiwani. Dziś Kaczyński mówił to, co chcieliśmy usłyszeć, ale jak PiS będzie rządzić z PO, nie będzie wcale różowo - mówił jeden ze sceptycznych działaczy.

Delegat z Gdańska Bogdan Olszewski: - A ja myślę, że potrzebna jest równowaga. Wszystkie media mniej lub bardziej otwarcie wspierają Tuska. Biznes, eksperci - to samo. Kto więc ma poprzeć Kaczyńskiego jak nie my?