"Słowik" w 2004 r. skazany został za założenie najpotężniejszego gangu w Polsce i kierowanie nim. W 1993 r., gdy z sześcioletniego wyroku za drobne przestępstwa odsiedział zaledwie dwa lata, nie wrócił z przepustki i ukrywał się, został ułaskawiony, co ujawniły media. Chwalił się w swojej autobiografii, że nie było to zwykłe ułaskawienie. Kluczowe znaczenie dla oskarżenia mają zeznania Jarosława S. "Masy", świadka koronnego. Słyszał on od ludzi z gangu, że "Słowik" miał być ułaskawiony za 150 tys. dol. "Masa" opowiadał też o dwóch bankietach już po ułaskawieniu, na których gangsterzy wznosili toasty za zdrowie Lecha Wałęsy, prezydenckiego prawnika Lecha Falandysza, a "szczególnie" (co podkreśla prokurator) ówczesnego szefa kancelarii Mieczysława Wachowskiego. Inny świadek koronny Piotr P. dodał, że członkowie grupy pruszkowskiej "mieli znajomości w Kancelarii Prezydenta RP".
Śledztwo w sprawie "przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez pracowników kancelarii" za prezydentury Lecha Wałęsy prokuratura umorzyła. Nie wskazuje, komu wręczone zostały pieniądze za ułaskawienie "Słowika". W uzasadnieniu wylicza tylko wąski krąg osób, które mogły mieć wpływ na przedstawienie dokumentów prezydentowi do podpisu. Lech Wałęsa komentował tę sprawę tak: "Technicznie coś takiego mogło się zdarzyć, on nie był wówczas znanym przestępcą. Ja i moi ludzie to byli idealiści, nie ma mowy o przekupstwie".
Sędzia Iwona Konopka podała wczoraj tylko podstawę prawną umorzenia. Uzasadnienie przedstawi za tydzień. Prokurator Cezary Przasnek już zapowiedział zażalenie do sądu wyższej instancji. Sąd już w 2004 r. nie chciał rozpatrywać sprawy ułaskawienia "Słowika", ale wtedy zwrócił akta prokuraturze do uzupełnienia.