Kijów znów w objęciach Moskwy?

Jesteście naszym sąsiadem i głównym partnerem - mówił wczoraj ukraiński premier Jurij Jechanurow w Moskwie. Kijów jednak zapewnia, że trwa przy "europejskim kursie" i jego "głównym celem" jest Bruksela

Skończył się kilkumiesięczny okres otwartej wrogości między Rosją i władzami Ukrainy. Kilka miesięcy po pomarańczowej rewolucji ukraińscy politycy zaczęli niemal codziennie odwiedzać Moskwę. W ostatnich dziesięciu dniach była tu poprzednia premier Julia Tymoszenko, szef MSZ - Borys Tarasiuk, szef sekretariatu prezydenta Ołeh Rybaczuk oraz dwaj przywódcy opozycji Aleksandr Zinczenko oraz Aleksandr Turczinow. Dwukrotnie telefonicznie rozmawiali ze sobą w tym tygodniu prezydenci obu krajów.

Po co Ukraińcy jeżdżą tyle do Moskwy? Po niedawnym zdymisjonowaniu b. premier Julii Tymoszenko przez prezydenta Wiktora Juszczenkę "pomarańczowy obóz" podzielił się na dwa bloki, które coraz ostrzej gotują się do starcia w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. O zwycięstwie mogą zdecydować głosy rosyjskojęzycznej - i w niemałej części promoskiewskiej - Ukrainy wschodniej. Dlatego dla skonfliktowanych stronnictw prezydenta Juszczenki i b. premier Tymoszenko tak cenne są teraz poprawne stosunki z Rosją. - Wielu naszych polityków chce teraz mieć zdjęcie z Putinem - żartował w czwartek Ołeh Rybaczuk.

Kreml, który sparzył się na jednostronnym poparciu Wiktora Janukowycza podczas ubiegłorocznych wyborów prezydenckich na Ukrainie, stara się obecnie utrzymywać bliskie kontakty oraz wpływy zarówno w obozie Wiktora Juszczenki, jak i Julii Tymoszenko. Dlatego Putin nie szczędził ostatnio ciepłych słów ukraińskiemu prezydentowi, ale jednocześnie skłonił rosyjską prokuraturę do wycofania nakazu aresztowania Julii Tymoszenko. Podobno też przed tygodniem podejmował przywódczynię opozycji ma Kremlu.

Kremlowscy politycy nie kryją satysfakcji z "ożywienia kontaktów" z Kijowem, choć - zdaniem części komentatorów - częste wizyty Ukraińców są m.in. rezultatem szantażu Kremla, który straszy rychłą podwyżką cen gazu (Kijów kupuje rosyjski gaz po cenach trzy razy niższych niż światowe) oraz śledztwami antydumpingowymi, które mogłyby zahamować import ukraińskich wyrobów metalurgicznych.

Podwyżki cen gazu i wstrzymanie importu stali przed wiosennymi wyborami na Ukrainie mogłyby gwałtownie pogorszyć jej sytuację gospodarczą, wzmogłyby niezadowolenie, zwiększając tym samym wyborcze szanse opozycji pod przywództwem Julii Tymoszenko. Dlatego - zdaniem ukraińskiego publicysty Witalija Portnikowa - Kijów zabiega w Moskwie o odłożenie podwyżek, a opozycja przeciwnie - namawia Kreml, by zadał Juszczence cios ekonomiczny jeszcze przed wiosennymi wyborami.

- W zamian za spowolnienie podwyżek gazu Moskwa zażądała od premiera Jurija Jechanurowa m.in. poważnego zaangażowania się w budowę wspólnej przestrzeni gospodarczej - twierdzi Iwan Gordiejew z "Wremia Nowostiej". Nie wiadomo, czy Jechanurow złożył wczoraj jakiekolwiek deklaracje w tej sprawie. Przekonywał jedynie Rosjan, że mogą być spokojni o swe inwestycje na Ukrainie, bo nie są one już zagrożone renacjonalizacją (postulowaną wcześniej przez Julię Tymoszenko). Putin odwdzięczał mu się zapewnieniami, że Rosja "pomoże Ukrainie w rozwoju gospodarczym".

Premier Jechanurow pojedzie do Brukseli dopiero w sześć dni po swej pierwszej zagranicznej wizycie, na którą wybrał Moskwę. Ukraińcy zapewniają jednak, że nie oznacza to odwrotu od prozachodniej orientacji obranej podczas pomarańczowej rewolucji, a ocieplenie z Moskwą jest owocem zaledwie doraźnych gier przedwyborczych. - Kierunek na Brukselę się nie zmienia - deklarował przedwczoraj Ołeh Rybaczuk.