Kolejna - po wydanym w ubiegłym roku albumie "Genius Loves Company" - porcja duetów nagranych przez Raya Charlesa. Może nie tak równa jak tamta płyta, ale i tak warta posłuchania. Jak wszystko, co nagrywał Charles.
Prawa rządzące show-biznesem są proste jak drut. Jeśli coś się sprzedaje, trzeba to powtórzyć. A "Genius Loves Company" było największym sukcesem komercyjnym w całej dyskografii Charlesa. Na dodatek o wokaliście przypomniał niedawno świetny film "Ray". Trudno nie wykorzystać takiej koniunktury. Wprawdzie Charles nie żyje od ponad roku, ale od czego przepastne archiwa firm płytowych? W drugiej połowie lat 90. Charles nagrał materiał na dwie płyty z gwiazdami najróżniejszych stylów i gatunków. Obie nigdy się nie ukazały, nie zostały nawet poddane masteringowi. Surowe, nieobrobione piosenki leżały i czekały gdzieś w szufladzie. Wystarczyło tylko po nie sięgnąć.
Dosyć tego ironizowania. Szkoda, że płyta ukazuje się w takich okolicznościach, ale dobrze, że ukazuje się w ogóle. Wśród tytułowych przyjaciół, z którymi zaśpiewał Charles, są tu wykonawcy tak różni jak Angie Stone, Chris Isaac, George Michael, Willie Nelson i Laura Pausini. Na "Genius & Friends" pobrzmiewa i nowoczesny soul, i staromodny bigbandowy rhythm and blues, gospel sąsiaduje z popowymi balladami, blues z funkiem. Może nie ma tu aż tak wielu imponujących momentów jak na "Genius Loves Company". Może brakuje wielkich piosenek - tam znalazły się głównie nowe wersje dawnych przebojów, tu standardy stanowią tylko niewielką część materiału. Ale i tak prawie każde wokalne wejście Charlesa wywołuje gęsią skórkę. Nigdy dość przypominania, jak wielkim i wszechstronnym był wokalistą. Jak bez trudu przełamywał bariery dzielące gatunki czarnej i białej muzyki. Posłuchajmy, jak traktuje słynne "Imagine" Johna Lennona i wraz z Rubenem Stoddardem i The Harlem Gospel Singers przemienia tę piosenkę we wspaniały hymn gospel. Już tylko dla tego jednego utworu warto sięgnąć po "Genius & Friends".
Ray Charles, "Genius & Friends", Atlantic/Rhino