Do poparcia Borowskiego zachęcali liderzy Sojuszu z Wojciechem Olejniczakiem na czele. Po Radzie, na konferencji prasowej, powiedział on: - Polsce potrzebna jest równowaga. Nie wyobrażam sobie, aby w przyszłorocznych wyborach samorządowych lewica wystawiła więcej niż jedną listę. Rany jednak goją się bardzo powoli.
Widać to w przyjętym przez Radę Krajową prezydenckim apelu. Sojusz wytknął Borowskiemu, że "jest sprawcą historycznie szkodliwego podziału na lewicy". I dopiero po takim wstępie wezwał swój elektorat do udziału w wyborach prezydenckich. Na kogo powinien głosować? "Najbliższy ideałom SLD jest Marek Borowski" - dopowiada partia Olejniczaka.
Taka konstrukcja apelu była kompromisem między zwolennikami i przeciwnikami poparcia Borowskiego. Ci drudzy byli podczas debaty bardzo aktywni. - Twierdzili, że nie można popierać kogoś, kto zdradził, a potem opluwał SLD. Pojawiły się głosy, by poprzestać na apelu o udział w wyborach. Spór był ostry - relacjonuje członek Rady Krajowej.
Oliwy do ognia dolał wtorkowy apel Borowskiego. Wezwał lewicę, by go poparła, ale dodał, że nie zamierza "chodzić po prośbie". Zamiast ocieplić atmosferę, odwoływał się do zimnej logiki: "Wszechwładzę prawicy może zapewnić tylko prezydent wywodzący się z centrolewicy".
W środę Borowski próbował naprawić błąd. - Chciałbym, żeby decyzja Rady Krajowej SLD była pozytywna [bo] byłoby to ważne dla mnie poparcie - przyznał.
- To pierwszy etap gojenia ran - podsumował wczorajszy dzień Olejniczak. By wzmocnić efekt, dodał, że osobiście odda głos na Borowskiego. W ostatnim czasie Olejniczak kilka razy spotkał się z prezydentem. Stąd kuluarowe komentarze, że Aleksander Kwaśniewski aktywnie uczestniczy w godzeniu lewicy.